Fakt, przeszłam przez dwunastoletni cykl edukacyjny naszego
niekoniecznie zacnego systemu, przeżyłam go bez większych perturbacji, ale
bezlitośnie nie zostawiam na nim suchej nitki.
Najwięcej nauczyły mnie własne
obserwacje, wnioski wysnute przez kształtujące się najpierw dziecko, potem nastolatkę,
wreszcie dorosłego człowieka. Niestety
najwięcej dały mi te najmniej pozytywne sytuacje. Z nich wyniosłam to, co
rzeczywiście przydaje mi się w życiu, czyli odporność na porażki, zdolność do
szybkiego odnalezienia się w nowym i nie zawsze zgranym towarzystwie oraz
chyba najważniejsze- umiejętność wyznaczania sobie celu i drobnymi krokami
osiąganie go swoim własnym, a nie narzuconym z góry sposobem.
A gdzie przyjemność z poznawania świata, z poszerzania
horyzontów, ze stawania się kimś mądrzejszym? Gdzie nauka przez duże n? Nie ma.
Ci najmądrzejsi w szkole nieraz okazali się być życiowymi niedorajdami(
przepraszam was, koledzy i koleżanki). W podstawówce być może czytali jako
pierwsi bez niefrasobliwego zająknięcia w co czwartym wyrazie a w liceum
podczas budzących grozę lekcji matematyki trygonometria nie kojarzyła im się ze
średniowiecznymi narzędziami tortur, ale kiedy przyszło poradzić sobie z
bardziej życiowymi sprawami, bezradnie rozkładali ręcę. Dla kontrastu – tym,
którym żaden nauczyciel nie wróżył przyszłości, za to na każdej lekcji
wykrzykiwał jego imię obsypując bynajmniej nie superlatywami, poukładało się
całkiem nieźle. Nauczyli się czytać bez zająknięcia, trygonometrię też pokonali
i wiodą dość przeciętne, ale- mam wrażenie- satysfakcjonujące ich życie. Co
może niektórych zaskoczyć to to, że ci teoretycznie mądrzejsi właściwie w tym
momencie nie różnią się od tych, nad którymi byli wyżej w szkolnej hierarchii
jeszcze kilka lat temu. Też wiodą standardowe życie, są niczym niewyróżniającymi
się jednostkami. Paradoksalnie- uwzględniając ich potencjalne możliwości- są
częściej niezadowoleni z życia. Być może patrząc na swoje dotychczasowe
sukcesy, oczekiwali i od życia i od siebie więcej. Ale polski system edukacji
raczej nie dokonuje rzetelnego ‘przesiewu’ tych rokujących od pozostałych.
Zgodnie z demokracją daje szansę każdemu, ale nie podejmę się oceny tego, czy
to słuszne. Mogłabym skrzywdzić nią i czytelnika, i samą siebie.
Nie aspiruję na stanowisko ministra edukacji, który – jak
mówią nowo wybierane miss świata tudzież innej mniejszej części naszej planety-
będzie czynił dobro i naprawi ten świat- i nie czuję się na siłach, aby
stworzyć listę uchybień, które do tej pory popełniono. Poza tym nie wiadomo,
czy jak w piosence nie byłaby to Never Ending Lista. Ale ponieważ wiem, że
szkoła jak dotąd uczy się uczyć, sądzę, że warto po drodze swojej ścieżki
edukacji – bez znaczenia na jakim jej etapie
się nie znajdujemy- znaleźć coś innego, coś tylko dla nas, w czym będziemy
dobrzy i co będzie gwarantowało satysfakcję całkowitą. Parafrazując polską
komedię ‘Szkoła szkołą, ale wiedza musi być po naszej stronie’. Jeśli szkoła
tej wiedzy nam nie daje albo próbuje czynić to w sposób zniechęcający nie tylko
do zaglądania do książki, ale nawet popatrzenia na nią bez większej odrazy,
mając do dyspozycji wszystkie obecne dziś źródła, warto byłoby się z nimi
porządnie zakolegować i udowodnić polskiej szkole, kto tu tak naprawdę rządzi.
Nawet jeśli zawartość podręczników nie będzie nam perfekcyjnie znana, mamy
mnóstwo sposobów na udowodnienie, w czym tkwi prawdziwa bystrość umysłu. I nie
wiem jak Wy, ale ja- chociaż wciąż za bystrą powyżej średniej krajowej się nie
uważam- mam wciąż ochotę ten choćby i niewielki potencjał wykorzystać. Jakie są
skutki tej próby, oceniają to raczej inni, ale- dzięki ci, polska szkoło za
naukę niepoddawania się- walczę nadal.
Starsza A.
Starsza A.
Źródło:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz