sobota, 14 lipca 2012

O książkach i niecierpliwości słów kilka

Bardzo ale to bardzo nie lubię długich książek. Jest to co najmniej dziwne, biorąc pod uwagę, że naprawdę niewiele rzeczy sprawia mi tyle radości, ile dobra książka i z jak smutną miną spoglądam na półkę z książkami w tych niepokojąco przedłużających się ,,czasach brakującego czasu”. Niemniej gdy miejsce podręczników akademickich zajmą przyjemniejsze lektury, będą one raczej przeciętnej długości. Od czasu do czasu, głównie z polecenia jakiejś bratniej duszy, sięgnę po coś większego, ale sama tzw. ,,cegły” omijam z daleka. 
A dlaczego tak się dzieje? Doszłam ostatnio do wniosku, że rzecz leży w cierpliwości. A właściwie- niech no ja się tu uzęwnętrznie prawie jak niektórzy bohaterowie ,,Rozmów w toku”- w jej braku. Dokładnie tak jak z książkami jest z moim skromnym życiem . Ponieważ zapachniało patosem jak chlorem na basenie czy spalonym średnio raz na trzy dni obiadem mojej sąsiadki, pozwolę sobie rozwinąć myśl. 

Jeśli ksiązka ma na przykład 750 stron i ja-czytelnik, dam się wprowadzić autorowi w jej świat po około 300 stronach, po czym z zainteresowaniem przejdę kolejne 200 stron, daję słowo- ostatnie 250 będzie kryzysowe. I naprawdę nikt nie musi mnie przekonywać, że nie jest to normalne, w końcu im dalej, tym teoretycznie coraz ciekawiej. Jestem jednak takim przedziwnym przypadkiem, który znając wstęp, rozwinięcie, będąc już po kilku zwrotach akcji, jeśli to trzymająca w napięciu powieść lub po najważniejszych wydarzeniach w życiu bohatera ulubionych przeze mnie biografii, będę walczyć sama ze sobą, żeby przetrwać ostatnie 250 stron. Bo - tu biję się w piersi- ciekawość wygrywa czasem ze zdrowym rozsądkiem. I nie uwierzę, że nikt nigdy nie zajrzał na ostatnią stronę, będąc w trakcie lektury. 

Podobny mechanizm ma miejsce w moim- jak ja je nazwałam?- skromnym życiu.Powiedzmy, że wiem, kim jestem (100 stron). Dajmy na to, że wiem, kim będę, gdy dorosnę ( ;)), czyli część ważnych wyborów mam za sobą( kolejne 100 stron). Załóżmy też, ze niczego mi nie brakuje, mam wszystko, czego w teorii trzeba człowiekowi do szczęścia( tu pole do dyskusji, czym jest szczęście i kolejne 100 stron…). Mam na koncie 300 stron. Wszystko pięknie, ale do 750 brakuje jeszcze całkiem sporo. Ale wiecie co? Z wielką chęcią szybko ominęłabym te kilkadziesiąt stron, poszła do przodu, sprawdziła, co będzie dalej. Mentalne ADHD sprawia, że te lata, które wszyscy nazywają najpiękniejszymi, dającymi młodemu, wolnemu człowiekowi całkowitą swobodę, są dla mnie głównie czasem czekania. Tak bardzo chciałabym wiedzieć, co stanie się ze mną w przyszłości, gdzie i z kim będę dokładnie za rok, dwa lata, pięć albo dziesięć lat od momentu gdy piszę te słowa, uderzając szybko w klawisze komputera. I nie wierzę, że tylko ja tak mocno się nad tym zastanawiam i tylko mnie poniekąd męczą ciągłe zapewnienia, że ten czas-  nie zaprzeczam- dużej swobody, jest najlepszy i należałoby go jak najdłużej zatrzymać. Bo szczerze mówiąc lektura dopiero 300 stron ze swojej własnej, tej najważniejszej książki, mnie nie satysfakcjonuje. Zachłanność, prawda? Możliwy do wykonania w papierowej lekturze przeskok o kilkadziesiąt stron jest w tym przypadku nie do wykonania. Z drugiej jednak strony chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby niczego nie omijać i móc powiedzieć, zamykając tę najważniejszą książkę, że każda strona była po coś i zarówno te pierwsze jak i ostatnie 300 stron czytało się tak dobrze, jak żadną książkę dotąd.
Starsza A. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz