wtorek, 24 lipca 2012

O udawaniu i Pitagorasie rzecz refleksyjna

Próbowałam być inna. Próbowałam się zmienić. Brzmi to jak wyznanie osoby uczęszczającej na spotkania anonimowych alkoholików, dlatego standardowo rozwinę myśl. Pewnie każdy przechodził kiedyś w szkole czas walki o samego siebie. Walki nie z bronią w ręku, ale wcale nie mniej bojowej. Bo nowe towarzystwo, presja, jaką wywiera, oczekiwania, jakie stawia i ryzyko, jeśli nie uda się w tym towarzystwie zasymilować i uzyskać akceptacji, jest wysokie. Stąd już w szkole wytworzą się podziały analogiczne prawie do tych, których, pozostając w szkolnej konwencji, próbowano nas nauczyć na lekcjach o ekologii. Jedni pozostaną na szczycie piramidy, będą rządzić resztą grupy i pełnić funkcję drapieżców, wielu zajmie środkową część piramidy, stanowiąc tło dla tych najwyższych, ale ci teoretycznie najsłabsi i najzwyklejsi pośród zwykłych będą podstawą tej piramidy życiowego ekosystemu. Nie załapią się ani do grona rządzącego ani do tych, którzy gronu temu będą sprzyjać i zajmować tylko jeden szczebel niżej w hierarchii.

Prawda jest jednak taka, że gdyby nie oni, nie byłoby i tych najwyżej ulokowanych, bo i stworzenie piramidy samej w sobie i podziałów z niej wynikających nie mogłoby zaistnieć. Piszę to niejako w roli eksperta, bowiem dane było – mimo młodego wieku- znaleźć  się na wszystkich trzech szczeblach. Znam i smak wpływania na kształt grupy, podejmowania decyzji o jej losie, jak i poczucie bycia najsłabszą i najgorszą, która może dla innych być tylko marnym pionkiem trzymającym trójstopniową strukturę gdzieś u podstaw. 

Bywało tak, że to moje położenie nie miało dla mnie najmniejszego wpływu. Jestem najniżej? A co mi tam! Niech będzie i tak! Jestem na szczycie? To miłe, ale mogę z niego spaść, a upadek z największej wysokości boli najbardziej, więc lepiej, jeśli nie będę się tym położeniem przesadnie ekscytować.  Zdarzało się też jednak tak- co na szczęście miało miejsce już kilka lat temu- że nie do zaakceptowania był dla mnie fakt bycia niezauważaną, taką zwykłą, normalną, jak to mówią- szarą myszką. Za wszelką cenę chciałam wtedy stać się taka, jak ci, których miejsce chciałam zająć lub podzielić. Różne środki w tym celu stosowałam, popełniając przy tym całą gamę głupstw, pomyłek i nieporozumień. Spowiedź online to coś, co jednoznacznie źle mi się kojarzy, ale do jednego błędu przyznam się szczerze. Najgorszą rzeczą, jaką zrobiłam, było udawanie kogoś, kim nie byłam. Kreowanie się, zmienianie w zależności od środowiska, podejmowanie próby porozumienia z każdym, nawet jeśli intuicja odradzała mi nawiązywanie znajomości. Dziś są to cechy, które mnie złoszczą i rzadko zaprzyjaźnię się z kimś, kto będzie miał takie predyspozycje. O swoich mniejszych lub większych sukcesach będę pamiętać, ale chyba bardziej nie chcę zapomnieć o tym, że udało mi się tego ‘protowarzyskiego’ udawania pozbyć. Że zrozumiałam, że moje wady są o wiele więcej warte( co za paradoks!) aniżeli moja przyuczona na prędce ‘ fajność’ innych. Że naturalnością, choćby i nieudolną i obnażającą moje braki, mogę zdziałać naprawdę wiele. Że szczerość jest w cenie i opłaca się, chociaż jednocześnie należy do trudnych, bo długoterminowych inwestycji.

Być może w już od dawna nie szkolnej, ale sprawnie funkcjonującej w chyba każdym środowisku, piramidzie jestem teraz znów na samym dole, ale ani trochę mnie to nie martwi. Z matematyki raczej byłam nogą, ale nogą nie był z niej chyba pan Pitagoras, który wykombinował kiedyś, że suma podstawy równa się kwadratowi obu ramion. Czyli ta podstawa chyba nie jest taka zła? 

Starsza-niższa A.




Źródło: http://data.whicdn.com/images/28651534/tumblr_m42nue5vA71rpt2juo1_500_large.jpg



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz