Ostatnie wydarzenia zmusiły mnie do zdemistyfikowania tego,
co otoczenie każe mi uznać za pasję, zbiór zainteresowań, ulubiony sposób
spędzania wolnego czasu, o który tak uparcie ciągle walczę – kończę na tych trzech synonimach, bo
mogłabym wymieniać pewnie i do rana. Pretekstem do przemyślenia tej, jakby na
życie nie patrzeć, istotnej jego przestrzeni, był krążek z plastiku o wadze 175
gramów. Nie pamiętam, kto go przyniósł, ale prawdopodobnie nie spodziewał się,
ile wywoła tym we mnie radości i na ile uruchomi w mojej głowie kaskadę myśli i
idei.
Pierwsza – i najważniejsza – teza: pasję odkryłam. Pozwolę
sobie rozwinąć myśl. O frisbee nie przeczytałam w książce, słyszałam tylko
jakieś szczątkowe informacje, mało tego, kojarzyło mi się z rzucaniem okrągłym
plastikiem do psa, względnie w psa, jeśli ktoś ma problemy z celnością.
Abstrahując od zasad, na których opiera się gra we frisbee i ogromnych
możliwości wykonywanych rzutów, bo nie o frisbee myślę teraz, tylko o
definiowaniu pasji, trzeba doń próbować. Nie biernie wybierać z kilku podanych
opcji, ale doświadczać. Możliwe, że nic z tego próbowania nie wyjdzie. Ale za
którymś razem trafi się być może coś, co sprawi, że pomyślę: ‘To jest to!’.
Reasumując, chodzi mi o to, że zainteresowań nie da się wymyśleć, one muszą się
stać, i że najpiękniejszym doświadczeniem jest zaskoczenie, gdy pasją staje się
coś, do czego z początku miało się ambiwalentny stosunek.
Inaczej nie umiem, spokojnie nie usiedzę, przy dalszym
pisaniu znów posłużę się frisbee jako przykładem, bo pasuje idealnie. Nikt mnie
nie przekona, że owe zajęcie jest tym, czym mogę zaimponować otoczeniu,
znajomym, z czym mogę się obnosić lub wykorzystać do budowania pozycji
zawodowej. Nie mogę wywrzeć niezapomnianego wrażenia, chyba że ktoś dostanie
tym krążkiem w głowę, ale przydatność takich doświadczeń jest raczej
dyskusyjna. I to jest we frisbee najwspanialsze! Służy dyskretnie mi jako jego
entuzjaście, daje mi rozrywkę, satysfakcję, nie jest zaś przymusowym i
naśladowczym zbieraniem gadżetów. Bieganie za krążkiem, jakkolwiek dziwnie to
brzmi, jest formą ruchu, czyli stymuluje wydzielanie w organizmie hormonów
szczęścia. To także okazja do spędzenia czasu ze znajomymi inaczej, niż
spotkania w Mc Donaldzie czy oglądanie telewizji. Wreszcie, jest przyjemnym
odpoczynkiem od przymusu odnoszenia sukcesu, gra jest przyjemnością, a liczenie
punktów, o ile się odbywa, służy jedynie nadaniu gry jakiejś formy i przebiegu.
Kończąc, z bólem, jako że frisbee bardzo polubiłam, również
dlatego, że zupełnie się tego nie spodziewałam, muszę odnieść się jeszcze do
jednej bardzo ważnej myśli. Otóż pasja może być użyteczna. O ile poziom mojej
gry we frisbee jest do przyjęcia tylko
dla tych, którzy mnie lubią i nie będę na niej budować swojej wartości; ta
aktywność traci wymiar samodoskonalenia, o tyle dla kogoś innego pasja może być
tą przestrzenią w życiu, w której osiąga sukcesy.
Pasja jest jednocześnie wielowymiarowa i uniwersalna.
Inaczej mówiąc, każdy znajdzie coś dla siebie, a owo szukanie jest
najważniejsze – to droga, nie cel daje radość.
Młodsza A.
Źródło: http://data.whicdn.com/images/15291263/tumblr_ls5h5mod2G1qab9j2o1_500_large.jpg
Źródło:http://data.whicdn.com/images/29967132/tumblr_m3uqh6iO4O1rt0kqwo1_1280_large.jpg
P.S. I na koniec piosenka od starszej A, która usłyszała ją kilka dni temu i od tego czasu przestać słuchać nie może....
a ja tam lubię moim frisbim z moim psiaczkiem :D
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=sZfBR5G8FZ8
OdpowiedzUsuń