wtorek, 17 lipca 2012

Czytelniku, szukaj pasji!


Ostatnie wydarzenia zmusiły mnie do zdemistyfikowania tego, co otoczenie każe mi uznać za pasję, zbiór zainteresowań, ulubiony sposób spędzania wolnego czasu, o który tak uparcie ciągle walczę  – kończę na tych trzech synonimach, bo mogłabym wymieniać pewnie i do rana. Pretekstem do przemyślenia tej, jakby na życie nie patrzeć, istotnej jego przestrzeni, był krążek z plastiku o wadze 175 gramów. Nie pamiętam, kto go przyniósł, ale prawdopodobnie nie spodziewał się, ile wywoła tym we mnie radości i na ile uruchomi w mojej głowie kaskadę myśli i idei.

Pierwsza – i najważniejsza – teza: pasję odkryłam. Pozwolę sobie rozwinąć myśl. O frisbee nie przeczytałam w książce, słyszałam tylko jakieś szczątkowe informacje, mało tego, kojarzyło mi się z rzucaniem okrągłym plastikiem do psa, względnie w psa, jeśli ktoś ma problemy z celnością. Abstrahując od zasad, na których opiera się gra we frisbee i ogromnych możliwości wykonywanych rzutów, bo nie o frisbee myślę teraz, tylko o definiowaniu pasji, trzeba doń próbować. Nie biernie wybierać z kilku podanych opcji, ale doświadczać. Możliwe, że nic z tego próbowania nie wyjdzie. Ale za którymś razem trafi się być może coś, co sprawi, że pomyślę: ‘To jest to!’. Reasumując, chodzi mi o to, że zainteresowań nie da się wymyśleć, one muszą się stać, i że najpiękniejszym doświadczeniem jest zaskoczenie, gdy pasją staje się coś, do czego z początku miało się ambiwalentny stosunek.

Inaczej nie umiem, spokojnie nie usiedzę, przy dalszym pisaniu znów posłużę się frisbee jako przykładem, bo pasuje idealnie. Nikt mnie nie przekona, że owe zajęcie jest tym, czym mogę zaimponować otoczeniu, znajomym, z czym mogę się obnosić lub wykorzystać do budowania pozycji zawodowej. Nie mogę wywrzeć niezapomnianego wrażenia, chyba że ktoś dostanie tym krążkiem w głowę, ale przydatność takich doświadczeń jest raczej dyskusyjna. I to jest we frisbee najwspanialsze! Służy dyskretnie mi jako jego entuzjaście, daje mi rozrywkę, satysfakcję, nie jest zaś przymusowym i naśladowczym zbieraniem gadżetów. Bieganie za krążkiem, jakkolwiek dziwnie to brzmi, jest formą ruchu, czyli stymuluje wydzielanie w organizmie hormonów szczęścia. To także okazja do spędzenia czasu ze znajomymi inaczej, niż spotkania w Mc Donaldzie czy oglądanie telewizji. Wreszcie, jest przyjemnym odpoczynkiem od przymusu odnoszenia sukcesu, gra jest przyjemnością, a liczenie punktów, o ile się odbywa, służy jedynie nadaniu gry jakiejś formy i przebiegu.

Kończąc, z bólem, jako że frisbee bardzo polubiłam, również dlatego, że zupełnie się tego nie spodziewałam, muszę odnieść się jeszcze do jednej bardzo ważnej myśli. Otóż pasja może być użyteczna. O ile poziom mojej gry we frisbee jest do  przyjęcia tylko dla tych, którzy mnie lubią i nie będę na niej budować swojej wartości; ta aktywność traci wymiar samodoskonalenia, o tyle dla kogoś innego pasja może być tą przestrzenią w życiu, w której osiąga sukcesy.
Pasja jest jednocześnie wielowymiarowa i uniwersalna. Inaczej mówiąc, każdy znajdzie coś dla siebie, a owo szukanie jest najważniejsze – to droga, nie cel daje radość. 

Młodsza A.

Źródło: http://data.whicdn.com/images/15291263/tumblr_ls5h5mod2G1qab9j2o1_500_large.jpg

Źródło:http://data.whicdn.com/images/29967132/tumblr_m3uqh6iO4O1rt0kqwo1_1280_large.jpg


P.S. I na koniec piosenka od starszej A, która usłyszała ją kilka dni temu i od tego czasu przestać słuchać nie może.... 



2 komentarze: