Lubię starszych ludzi. Co to znaczy starszych? Nie takich, którzy, wymachując w moim
kierunku laską pomagającą walczyć z postępującym artretyzmem czy osteoporozą,
wykrzykują, jaka to współczesna młodzież zdegenerowana i beznadziejna. Nie
takich, którzy wykorzystują swój wiek do zadzierania nosa tak wysoko, że
niedługo zasłoni im on całe pole widzenia i sprawi, że nie tylko nie dostrzegą
innych- a już na pewno nie młodszych- ale i dostaną zeza od ciągłego
spoglądania na jego czubek. I też nie takich, którzy mogąc, mówiąc
kolokwialnie, podeprzeć się swoim wiekiem jako raczej niepodważalnym
autorytetem, zużywają siły na nieustające narzekanie i nie wiadomo, co powinno
się zdarzyć, żeby na ich twarzy chociaż na kilkadziesiąt sekund zagościło coś
innego niż grymas.
Ale spotykam też na szczęście takich - i im właśnie dedykuję ten tekst-, którzy dzięki temu, że
są ode mnie starsi- nie ważne jak bardzo-, inspirują mnie, dają do myślenia, zmieniają punkt widzenia.
Jeśli na mojej drodze pojawia się- czy to w pracy, czy na uczelni, czy w
jakiejkolwiek innej sytuacji, ktoś, kto jest w stanie tak na mnie zadziałać- z
miejsca ma moją sympatię. Zdaję sobie sprawę, że ta sympatia ofiarowana tak
szybko i z być może nie każdego przekonującego powodu jest przejawem mojej
ciągle jeszcze nie dającej się usunąć dziecinnej strony charakteru, ale
–jakkolwiek to nie egoistyczne- lubię tę swoją cechę. Dzięki niej w nowym
towarzystwie, jeśli nie widzę nikogo w swoim wieku, szybko odnajduję się wśród
starszych i to właściwie bez znaczenia, czy ktoś starszy jest ode mnie 5, 15
czy 25 lat. O większych różnicach wieku bałabym się wypowiedzieć aż tak
entuzjastycznie, ale sądzę, że też wyszłabym z takiej konfrontacji bez
większych obrażeń.
Poza łatwo pokonywaną różnicą wieku, zauważyłam u siebie ponadto pewien ciekawy mechanizm. Jeżeli okażę rozmówcy choć trochę
więcej uwagi, on natychmiast również chce mi ją ofiarować. Ilekroć spróbuję
działać w ten sposób, obserwuję, że działa on sprawniej niż kasy
fiskalne w niejednym hipermarkecie. Błyskawicznie znikają bariery wiekowe, a
korzyści z ich pokonania są czasem nie do opisania. Rozmawiając w towarzystwie
tych ‘ inspirujących wiekowo’ staram się wspinać na wyżyny własnych możliwości,
mówić mądrzej, a przede wszystkim zanim coś powiem- dwa razy pomyśleć. To
istotne zwłaszcza z mojego punktu widzenia, bo oto przedstawia się Wam gaduła roku. Wyprodukowanie potoku słów to dla
mnie pestka, zagadać, przegadać, czy rozgadać mogę każdego, ale w nie mojej kategorii
wiekowej słowa mają znaczyć a nie tylko brzmieć. Przyjemność z widocznej w oku
rozmówcy akceptacji czy zainteresowania tym, co mówię, jest bardzo duża. Bywa,
że większa niż wzruszanie ramionami i bynajmniej nie porozumiewawcze spojrzenia
moich rówieśników, które obserwuję, produkując się w rozmowie czy monologu,
jeśli jest to wersja podstawowa dyskusji, bez dodatkowych udogodnień. All inclusive w tej materii bywa
ostatnio trudniejsze niż realne all inclusive w padających jak muchy biurach
podróży. Tymczasem coraz częściej zaskakuje mnie, jak wiele czerpać można z
kilku, kilkunastu zdań zamienionych z kimś starszym od nas. Jego wiedza, jego
wspomnienia, jego historie, jego anegdoty, jego podróże i wyniesione z nich
wrażenia, jego doświadczenia są warte wysłuchania, nawet jeśli się z
nimi nie zgadzamy. W pewnych kwestiach bariera wiekowa pozostaje realną granicą nie do pokonania, ale ilość granic przekroczonych przez starszych od nas może równie realnie zmniejszyć ilość niepowodzeń i rozczarowań w przyszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz