piątek, 31 sierpnia 2012

Sowa w banku o zmierzchu


Moją ulubioną porą dnia jest zmierzch. Ten kilkunastominutowy czas, kiedy dzień zasypia, miasto się uspokaja, ludzie chowają w domowych zaciszach, a niebo mieni się najpiękniejszymi barwami. To, co teraz piszę, powstaje właśnie w chwili, gdy kończy się dzień. Słońce właśnie ukryło się za horyzontem, niebo jest szaro-różowe, skrzyżowania pustoszeją, gwar ustaje, tylko sąsiadka z piętra wyżej uparcie chce odebrać mi przyjemność tej chwili swoją rozmową telefoniczną, którą prowadzi wyjątkowo głośno. Nie dam się jej, to mój moment każdego dnia. Jako człowiek prowadzący tryb życia sowy, właśnie się budzę i nic nie powstrzyma mnie przed nocnym polowaniem!

Nocna aktywność- jakkolwiek wieloznacznie może to brzmieć- nie sprzyja efektywnemu działaniu następnego dnia, powieki często same opadają, zjawisko ziewania staje się równie częste jak mruganie zmęczonymi brakiem snu powiekami, cera staje się blada i ziemista. Zatroskani bliscy pytają, czy dobrze się czuję. Odpowiadam- tak!  Noc mi sprzyja, cisza, która jest z nią nierozerwalnie związana jest moim sprzymierzeńcem, czymś dokładnie przeciwnym do hałaśliwej pani sąsiadki, z którą najprawdopodobniej lada moment rozpocznę bitwę na ciszę, nie mylić z popularnym programem, który z ciszą nie miał nic wspólnego.
Często o zmierzchu siadam na parapecie z kubkiem czegoś pysznego, miską owoców, puszczam dobrą muzykę, patrzę na słońce, które właśnie kończy dzień pracy, na kolor, którym się mieni, na korony drzew, za którymi się chowa. Prawdopodobnie osoby w moim wieku się tak nie zachowują, dlatego, chcąc uniknąć potępienia, nie opisuję dalej tego, z czym ulubione zachody i zmierzchy mi się kojarzą. Przyszło mi jednak do głowy- nie wiem, czy słusznie-, że sympatia, jaką darzę tę porę dnia to nie tylko efekt mojej zupełnie niedzisiejszej osobowości, ale też odzwierciedlenie pewnej cechy charakteru, która zazwyczaj mnie męczy i niejednokrotnie nie pozwala zasnąć spokojnie.

Człowiek jak wiadomo wersji siebie samego posiada wiele, raz po raz zaskakuje się sam tym, kim potrafi być, tak też i ja poza naturą sowy mam też naturę bankowca – ekonomisty. Tak, tak, dokładnie- jestem podwójnym wynaturzeniem! Bankowiec – ekonomista to człowiek, który nie tylko oszczędza, nie tylko lubi promocje, gratisy i oferty, które zatrzymują w jego portfelu jak najwięcej gotówki, ale także- jako ktoś pragnący widzieć swoje życie jako przejrzysty wyciąg z konta, na którym nie znajdzie informacji o debecie, traktuje życie jako pewien rodzaj bilansu. Często podsumowuje pewne zdarzenia, próbuje z nich wyciągać wnioski i – nawet jeśli słabo mu się to udaje- procentować doświadczenie.
Nie gniewajcie się panie i panowie bankowcy- mamy coś wspólnego! Pamiętajcie o tym, że autorka tekstu jako pani sowa poza rachunkiem zysków i strat lubi też nocne eskapady wgłąb emocjonalnej puszczy, co nie zawsze kończy się udanymi łowami, a raczej pozostawia po sobie głód nowych zdobyczy. A widzicie, jest ze mną gorzej niż z wami ;)

Zmierzch sprzyja wspomnianym rachunkom. Kiedy wszystko dookoła zasypia, łatwiej jest mi podsumować pewne sprawy. Nie trwa to zbyt długo, to zaledwie kilka minut, czasem kilkanaście sekund, ale to znów tak upragniony w ciągu dnia mój i tylko mój moment. Zmierzchowa burza mózgów, nawet i na zupełnie czystym niebie pozostawia po sobie sporo planów na następny dzień, których zazwyczaj nie uda się zrealizować w całości. Choćby nie wiem, jak perfekcyjne niczym samoprocentująca superopłacalna lokata w banku byłyby to plany, trzeba wziąć pod uwagę, że sowy w ciągu dnia raczej śpią, a nie realizują zamierzenia. Mimo to spróbuję połączyć w jedną, możliwie najbardziej spójną całość te dwie przeciwne natury. Teraz kończę, bo zbliża się moje kilka chwil o zmierzchu. Czas wskoczyć na parapet. Jaka szkoda, że nie usiadła na nim nigdy żadna sowa. Na pewno byśmy się ze sobą dogadały….

Starsza A.



Źródło: http://data.whicdn.com/images/35904012/tumblr_m9fcfiZXsU1qei95oo1_500_large.jpg










Źródło: http://data.whicdn.com/images/16460433/tumblr_ltfypkMClp1qhwu9ro1_1280_large.jpg






czwartek, 30 sierpnia 2012

Dziękujemy!

W momencie, w którym powstaje ten post, przekraczamy właśnie magiczną dla każdego początkującego blogera ilość 1000 wejść na naszą stronę. Tysiąc to liczba symboliczna, wiemy, że jesteśmy dopiero na początku drogi, piszemy od niedawna, ale dziś, w tym właśnie momencie, wszystkim Wam, którzy nas odwiedziliście, przeczytaliście, oceniliście- dziękujemy! Tysiąc ukłonów dla Was! My ze swojej strony obiecujemy starać się jeszcze bardziej! 

Młodsza i starsza A. 





Źródło: http://data.whicdn.com/images/18197773/tumblr_luknx1qqPb1qg78qwo1_500_large_large.jpg



Źródło: weheartit.com


Źródło: http://data.whicdn.com/images/3241061/tumblr_l3k7wktrU51qaa3by_large.jpg

Źródło: http://data.whicdn.com/images/35872927/tumblr_m8u5d4HWoF1qe5slfo1_400_large.jpg





środa, 29 sierpnia 2012

Emocje po drugiej stronie lustra

Małe dzieci lubią wpatrywać się w swoje odbicie w lustrze. Obserwuję to. Pewnie sama byłam w równym stopniu zaintrygowana lustrzanym odbiciem, acz kompletnie wolnym od samouwielbienia zaciekawieniem. Podobno człowiek potrafi wyrazić 412 rodzajów emocji. Nie wiem, jaka część tej liczby maluje się na naszych twarzach, ale podejrzewam, że niezależnie od ekspresyjności charakteru jest niemała. A na pewno mniejsza w dorosłości, kiedy zdajemy sobie sprawę z bogactwa masek, jakie możemy przyodziać. A jakby tak pokusić się o retrospekcję do czasów dzieciństwa, dać sobie chwilę oddechu i pozwolić mimice galopować w dowolnym kierunku? Śmiać się głośno? Równie donośnie płakać? Albo milczeć?

W czasach, kiedy każdy wyciąga rękę po to, na co ma ochotę, kiedy ma się więcej możliwości kontaktu z drugim człowiekiem, jednocześnie go nie widząc – no właśnie, w tych czasach coś tracimy. Nie lubię wrażenia, ze coś mnie właśnie ominęło, że coś po drodze zgubiłam. I choć chwile przeznaczone na przyjrzenie się sobie traktowane są jako czas bezpowrotnie tracony, wyciągam lustro i zastanawiam się, czy to ciągle jestem ja. Albo inaczej – gdzie kończę się ja, a zaczyna się ktoś inny. Aplikuje się w codziennej mowie sformułowanie ‘nie byłam wtedy sobą’. Abstrahując od okoliczności słowa ‘wtedy’, nie wiem, kim miałabym być. Wiem natomiast, że chciałabym być sobą. Zawsze.

Dzisiaj czuję złość. Nie orientuję się, ile jest złości w złości, ile rozdrażnienia albo irytacji ani czym to zmierzyć. I czy trzeba ją manifestować, skoro piękności szkodzi? Zastanawiam się, że może jednak warto – jeśli jest budowana z codziennych żalów i zawodów ukształtuje się w końcu w oszałamiającą wieżę o podstawie mniej lub bardziej stabilnej w zależności od temperamentu. Moja wieżyca, konstruowana dogłębnie od rana przypomina raczej Torrependente di Pisa i z równowagą niewiele ma wspólnego. Swoją cegiełkę dołożył zarówno czynnik ludzki, jak i złośliwość rzeczy martwych. Także to, że bardzo chciałabym coś zrobić, a z różnych przyczyn ode mnie niezależnych nie mogę, np. pomóc. Złość z bezsilności. To jeden z tych dni, kiedy jestem żadna, do niczego nie mam woli ani siły i to nic właśnie jawi się jako porażka.

Czym objawia się złość? Nie trzeba znowu tak wielkiej empatii, żeby to zauważyć. Zgniecione powieki, zaciśnięte usta, kąciki oczu skierowane w dół. Oblicze zaś zwieńczone wydłużonym chwilowo nosem. Towarzyszy temu spojrzenie, strzelające fajerwerkiem. W skrajnych przypadkach oczy mogą być wyposażone w poważniejszą artylerię. Po uwzględnieniu tego faktu, należy na czas jakiś opuścić pole rażenia.

Czy jest jakieś panaceum w czasie tego subiektywnego bycia ‘do niczego’? Akceptacja? Może danie sobie szansy na konfrontację z emocjami, poczucie ich. Włoski malarz, Giuseppe Arcimboldo tworzył ludzkie portrety z owoców, warzyw czy ryb. Może jesteśmy taką kompozycją naszych błędów, emocji i doświadczeń, zespolonych w wyjątkową całość? Zaś Edith Piaf powiedziała: ‘Je suiscomme je suis’ – jestem, jaka jestem. Myślę, że miała niejedno lustro w pokoju. Chcę wierzyć w to, że jestem sobą także po drugiej stronie lustra. Że tam nie ma złudzeń, że nie muszę poprawiać – a w wersji dla ambitnych udoskonalać – swojego odbicia, by dotrzeć do czegoś lepszego. I jeśli wychylę się odrobinę na drugą stronę, obudzę Alicję, pełne marzeń i ideałów serce.

Młodsza A.



http://data.whicdn.com/images/36077232/tumblr_m04e71w5Ig1qgdhwpo1_500_large.jpg 

http://data.whicdn.com/images/35842295/tumblr_m9dwj9BMMW1rx8zgqo1_500_large.jpg

http://data.whicdn.com/images/32777937/581958_364357370301914_273478270_n_large.jpg

Trzeba żyć naprawdę...


Trzeba żyć naprawdę ,
żeby oszukać czas.
Trzeba żyć najpiękniej,
Żyje się tylko raz.
Trzeba żyć w zachwycie:
Marzyć , kochać i śnić.
Trzeba czas oszukać,
Żeby naprawdę żyć.


 
 http://www.youtube.com/watch?v=56nS3tit7LM&feature=fvst











A Ty czym się dzisiaj ZACHWYCISZ? ;-)