Dziś
czuję, że moja nerwica natręctw, głównie objawiająca się nierozpoczętymi
działaniami twórczymi w wyniku zatrzymania aktywności poprzez kompulsywne
spijanie się chłodnymi napojami, jest nie do zniesienia. Bo kiedy zaprowadzę w
głowie w miarę dopuszczalny dla mnie ład, nastaje zazwyczaj pora, żeby gdzieś
wyjść albo zrobić pranie. Stanowczo wolę burze. O, w burze mam się świetnie! W
warunkach, kiedy przebywam pod zadaszeniem, bynajmniej nie prowizorycznym w
środku lasu, za oknem jest ciemno, a od czasu do czasu zagrzmi i błyśnie –
idealne warunki dla pisania kryminałów. Możliwe, że również horrorów, jednakże
tego nie próbowałam. Jedyną burzą, która zostawiła trwałe ślady na mojej
psychice, zostałam zaskoczona w górach, a schronisko, które wtedy majaczyło mi
na horyzoncie, wydało się najwspanialszym budynkiem na ziemi, przy którym
hotele w Sharm el Sheikh osiągają poziom odpowiadający płytkom chodnikowym.
Nagle
nastąpił zgoła cud, słońce zasnuły chmury i zaczęło padać, a co za tym idzie –
moje życie spod znaku ledwo-dyszącej-egzystencji przeszło na standardowy
poziom. Zdążam tylko włączyć komputer w celu eksploatacji twórczej, kiedy słyszę
tupot małych stóp w przedpokoju i okrzyki ‘ooo…’, oznaczające ni mniej ni
więcej, jak tylko póltoraroczną córeczkę mojej kuzynki, a ściślej mówiąc, jej
uprzejme zaskoczenie na widok wielu rozmaitych rzeczy, między innymi tylu par
butów naraz w miejscu innym niż sklep obuwniczy. Mała, niczym króliczek z
reklamy baterii, wykazuje nadmierną ruchliwość, wpada do pokoju
obijając się o meble i chce na spacer, ja natomiast zaczynam rozważać kwestię udostępnienia
jej całego asortymentu obuwniczego, jakim tylko dysponują moje szafy. Uwielbiam
to dziecko całą sobą, założyłabym dla niej i kolorowe kalosze, gdybym tylko
takie miała, pisanie tekstu odkładam więc – znowu! - na niekończące się nigdy
‘kiedyś’. Aspekt atmosferyczny nikogo nie przejął, wybrałyśmy się na ten spacer
– Ala, skacząc w kałużach i śpiewając, prawie jak Gene Kelly, ja za nią, w
mniejszych nieco podskokach, z parasolką. I choć po drodze nie trafiłyśmy
żadnej, nadającej się do improwizacji ‘Deszczowej piosenki’ latarni, w sercach
i tak miałyśmy słońce.
Wyższa A.
Źródło: http://data.whicdn.com/images/31465526/tumblr_m3uvaxC5te1qgg6zbo1_500_large.jpg
Źródło: http://data.whicdn.com/images/31546120/anyone-who-thinks-that-sunshine-is-pure-happiness-has-never-dance-in-the-rain_large.jpg
Źródło: http://data.whicdn.com/images/29316778/tumblr_lnbnowdzCQ1qcxieko1_500_large.jpg
Źródło: http://data.whicdn.com/images/30484608/538206_10150891889087713_1516731548_n_large.jpg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz