niedziela, 30 września 2012

Mucha z chandrą na skrzydłach


Wiem, wiem, wiem. Post powinien być o czymś. W końcu po co zaśmiecać internet treścią zupełnie niepotrzebną? Ale dziś będzie wyjątkowo nie po mojemu, wyjątkowo krótko, wyjątkowo bezpośrednio. Mogę zrzucić to na karb złego nastroju, złego układu ciśnień, hałasu za oknem, gorzkiej herbaty, której nie lubię, a którą właśnie piję, muchy, której wcale nie zapraszałam, a postanowiła zamieszkać razem ze mną w moim pokoju, oczywiście nie płacąc czynszu ani nawet nie dzieląc się ze mną obowiązkami. Powód nie ma znaczenia, pozostawiam Wam wybór, który argument do Was trafia najbardziej. Nieśmiało zaznaczę, że chyba każdego czasem dopada chandra, która bierze się z konfrontacji ja – teraz i ja-marzenie.
Skoro to chandra, a nie jednak mucha ani herbata zabrała na jakiś czas szeroki uśmiech prezentujący uzębienie, mniejsza z tym, w jakim jest ono stanie- wybaczycie mi ,,krótkość” posta. Pod spodem zamieszczam zdjęcie, które zrobiłam, czytając ,,Posłańca” Markusa Zusaka. Nietypowa to książka i taki też mój dzisiejszy post.

Jeżeli tu weszliście, jeżeli czytacie, jeżeli macie o mnie, o nas swoje zdanie- przeczytajcie sfotografowany przeze mnie fragment. Możecie się uśmiechnąć, może popłynąć Wam po policzku łza, możecie nie zareagować, każda możliwość jest dobra, jeśli prawdziwa. Ale przeczytajcie. Może wtedy uskrzydlony gość wyfrunie z mojego pokoju, zabierając ze sobą chandrę.

Starsza A.




Źródło: 9gag.com

Źródło: weheartit.com

Źródło:weheartit.com

Źródło: weheartit.com





piątek, 28 września 2012

Jesień bynajmniej nie – kalendarzowa.



Mój kalendarz - wierny towarzysz podróży bliskich i dalekich, radości i smutków, a przede wszystkim  panaceum na zapominalstwo wtórne – otóż mój kalendarz powiadomił mnie czas jakiś temu, że jesień. Prolog jesieni lubię najbardziej. Niewiele jest rzeczy, które zachwycają mnie równie dogłębnie co uzłocone i zaczerwienione parki. Zresztą, jak informują statystyki – nie mnie jedną. Potem bywa różnie, w zależności od odporności na mniejszą ilość światła dziennego, a zwiększoną tego sztucznego, jak i wrażliwości na niskie temperatury. 


Źródło: http://data.whicdn.com/images/37407440/381204_10151069110518915_917485546_n_large.jpg



Post powstaje z wielobarwnym liściem klonu w ręce. Niejako na przekór stagnacji, w który to bez-stan staram się nie popaść zbytnio, zauroczona jesienną feerią barw. Piszę, ponieważ czuję, że zaraz będę skłonna zadeklarować wykupienie parku. W drodze wyjątku – najmniejszego choćby drzewka lub ławki. Uszy mam, ujmując rzecz kolokwialnie, drewniane, mimo to czuję, jak cisza spada mi na głowę. Cisza terapeutyczna - jest kłująca, zaraz aksamitna, ale to ciągle cisza. Aż się wydaje, ze musi mieć osobowość.


Źródło:http://data.whicdn.com/images/38460124/beautiful-scenery-wallpaper_422_91976_large.jpg

Przypominam sobie dzień, w którym siedziałam tu ostatnio. Sprawdzam w kalendarzu. To było rok temu. Równiutko, choć nie celowałam specjalnie. Pamiętam, z kim byłam, o czym z tą osobą rozmawiałam, z czego się śmiałam. Pamiętam, że potem padało, a ja nie miałam parasola. 

Źródło: http://data.whicdn.com/images/38034526/tumblr_m9o8mrUyOn1rejkgfo1_500_large.png


Nigdy nie wyrzucam kalendarzy, a miałam ich do tej pory naprawdę sporo. I fakt faktem, nie wynikało to niestety z nadmiernego w życiu planowania czy też chęci uporządkowania w większym stopniu swojego dnia. Nie przywiązuję też zbytniej uwagi własnej do gestu zrywania kartki z kalendarza. Nie sprawdzam kartka po wspomnianej kartce, czy czegoś nie przeoczyłam, czy coś ważnego mi nie umknęło. A mimo braku tej istotności czy przełomowości, kalendarze lubię. Ka­len­darz wie­czną literaturą. 

Źródło: http://data.whicdn.com/images/25007569/IMG_3666_phixr__25281_2529_large.jpg

Kalendarze lubię za pamięć chwili. Za to, że uświadamiają mi, gdzie jestem i gdzie byłam. Kartkuję swój kalendarz, widzę zapisane pojedyncze słowa, które w tamtych chwilach wydały mi się ważne, ja zaś bałam się, że gdzieś w odmętach myśli mi uciekną. Dostrzegam spisane plany, marzenia – niektóre się urzeczywistniły, inne w symbolicznym wymiarze. Kalendarze nie są pamiętnikiem z definicji, ale są dociekliwe z natury. Życzę Wam, z mojego serca nie-planującego, by kalendarz był pamiętnikiem planów, które się ziściły!

Źródło: http://data.whicdn.com/images/33410686/tumblr_lzarryyNu31r5j27io1_500_large.jp

Młodsza A.