wtorek, 25 września 2012

Ach, to koniec...

Ach, to koniec. Koniec naszego wolnego, upragnionego czasu poświęconego na nic-nie-robienie albo poświęcanie się na to, na co cennego czasu zwykle brakowało. Nie lubię końców, początków i powrotów do codzienności jeszcze bardziej. Stosunkowo długo przyzwyczajam się do nowego, więc zmiennie reaguję na konieczność dostosowywania się do nowych okoliczności. Niekiedy następuje to zupełnie bezboleśnie, czasem sama nie wiem po co utrudniam sobie i tak skomplikowany moment powrotu do codzienności złym nastrojem. Kiedy piszę, mam wrażenie, że przynajmniej część myśli układa się w mojej głowie w nieco bardziej logiczną całość. O ile oczywiście to co dzieje się w mojej głowie ma cokolwiek wspólnego z logiką… ;)

Kilka lat temu powrót do rzeczywistości codziennej wiązał się z zakupem zeszytów, których najważniejszym aspektem była oczywiście jak najładniejsza i najbardziej oryginalna okładka. Z wyborem plecaka, ponownym wstawaniem o porze zupełnie nieludzkiej i wędrowaniem z plecakiem wyposażonym w co najmniej tyle zapasów żywieniowych, ile starczyłoby, żeby dotrzeć na Kamczatkę. 



Smutek wynikał z tego, że dni nie będą już tak długie, zmrok będzie zapadał za szybko, a rano słońce wstawało za późno. Poza tym oprócz noszenia stanowczo zbyt ciężkiego plecaka do palety codziennych obowiązków dochodziło pogłębianie równie bogatej palety skrzywień kręgosłupa, powstających w trakcie istnych akrobacji wyczynianych podczas odrabiania pracy domowej. Co z tego, że rodzice kupili biurko, skoro na biurku, pod łóżkiem albo na kanapie w pozycji przypominającej żyrafę transportowaną w metrze było i tak wygodniej? A kifoza, skolioza, lordoza i wszystkie inne- ozy są teraz naszą małą plagą, prawie jak niepowstrzymany wzrost cen paliw. Pewnie gdyby w tamtym czasie istniał już facebook, pod poniższym zdjęć entuzjastycznie podpisałoby się jeszcze więcej zwariowanych małolatów. 



Dziś jestem bardziej cywilizowana niż te kilka lat temu, piromańskim zabawom mówię stanowcze ,NIE’, niczego podpalać nie zamierzam. Ale troszkę złoszczę się na siebie, że nie wykorzystałam tej odrobiny wolnego tak jak chciałam. Co roku zmagam się z tym zarzutem i co roku nie potrafię niczego zmienić. Czy wspominałam już coś o niekonsekwencji? Prawdziwych wniosków całe mnóstwo, realnych skutków nie widać. 


Mimo że za krótko, że mogło być trochę inaczej, może trochę lepiej, może bardziej różnorodnie, może mogło wydarzyć się więcej- było wspalniale! Muszę to przyznać sama przed sobą, pochwalić samą siebie za to, że odpoczęłam. Może brzmi to dziwnie, ale w moim przypadku to sztuka. ;) I powinno się ją opanować! Tak jak i pracować, tak i odpoczywać trzeba umieć!


Żegnam Cię lato, będę czekać na Ciebie cierpliwie. Wróć za rok- wyjątkowe, lepsze niż tegoroczne. Ja też postaram Cię sobą zaskoczyć. 





Wracam do codzienności, trochę narzekając, trochę ciesząc się na nowe. Może to kolejna, nowa furtka przede mną,  do której warto znaleźć klucz i ją otworzyć? 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz