Ten szczególny film Woodego Allena jest mi bliski nie tylko
z powodu pięknego miasta, które zaraz po wspomnianym Penderze, to drugi główny
bohater filmu, nie tylko z powodu fantastycznej ścieżki dźwiękowej filmu, która
towarzyszy mi podczas pisania tego posta, ale też dlatego, że rozterki Pendera są
bliskie także i mi. Nie mam na myśli codziennego bólu egzystencjonalnego
odbierającego radość z każdej przyjemności, jaka mnie spotyka. Ale czasem
czuję, że pasowałabym gdzie indziej, kiedy indziej.
Chociaż tekst miał docelowo być o czym innym, wpadam podczas
pisania na pomysł obrania innego kierunku. Przypomina mi się, jak w opisywanym
przeze mnie filmie główny bohater, opierając się na niesamowitym doświadczeniu
podróżowania między epokami, w jednej ze scen dzieli się z towarzyszącymi mu w
zwiedzaniu muzeum swoją wiedzą dotyczącą Picassa. W tym samym muzeum na innej
ścianie wiszą obrazy impresjonistów, czyli tych, którzy tworzyli w sposób
najbliższy mojemu gustowi-lub też braku gustu- według uznania.
Znawczyni sztuki ze mnie żadna, wprost wstyd przyznać, jak
nikła jest moja wiedza w tej dziedzinie, ale z perspektywy czasu dziękuję kilku
nauczycielom, którzy wiele lat temu z ledwo zauważalnym skutkiem próbowali zarazić
mnie zainteresowaniem sztuką pod jakąkolwiek postacią. Dzięki jednemu z nich
spotkałam się z impresjonistami. Zaznaczę to ponownie- najprawdopodobniej mimo
starań nie rozpoznam od tak kunsztu i zamysłu artysty- ale impresjonistów
podziwiam całą sobą. Właściwe im zamiłowanie do przedstawiania na swoich pracach
głównie pejzaży w połączeniu z wyczytaną ostatnio w jednym z
populnarnonaukowych pism informacją, jakoby wieszanie na ścianach pokoju
krajobrazów, co mi bliskie, było przejawem neurotyzmu mieszkańca owego
pomieszczenia, wywołało u mnie chwilową konsternację, ale nie bójcie się
panowie impresjoniści- i tak jestem wam wierna!
Poza kwestią estetyczną, która, jak wiadomo, pozostaje
sprawą gustu, w impresjonistycznych perełkach podoba mi się sam zamysł
uchwycenia chwili, zatrzymania na dłużej czegoś, co działo się tu i teraz.
Dalekie to odniesienie, ale podobny cel przyświecał nam podczas zakładania
bloga. Patrząc na to, co malowali Monet, Sisley, Renoir, Pissarro czy Caillebotte mam wrażenie, że widziałam już to, co przedstawiają ich dzieła. Zupełnie jakbym
zamykała oczy i przypominała sobie miejsca, zdarzenia, ludzi. Efekt uchwycenia chwili
otrzymany perfekcyjnie. A nie mówiłam, że nie pasuję do swoich czasów?
Bohater filmu Allena przenosił się w czasie, co uczyniło
jego mało satysfakcjonujące życie pasmem wyjątkowych doświadczeń, o jakich
marzył. Mi taki przywilej nie jest niestety dany. Chociaż mogę czuć, że nie
pasuję tu i teraz, nie znajduję sposobu na dobre wyjście z sytuacji.
Alternatywą mogą być podejmowane próby zatrzymania chwili, nadawania jej
znaczenia, kilkuminutowe kolorowanie często czarno-białej rzeczywistości. Tu
paleta rozwiązań znacznie się poszerza. Jednym z nich jest ten właśnie blog,
chociaż funkcjonuje od niedawna. Na tablicy korkowej nad moim biurkiem wisi
kilka malutkich reprodukcji obrazów impresjonistów przyniesionych dawno temu z
klasowej wycieczki do muzeum. Jedną z nich noszę w portfelu. Ilekroć do niego
sięgam, tak jak ilekroć podnoszę głowę znad biurka i kieruję wzrok na tablicę,
tyle razy dzięki nim- impresjonistom- zatrzymuję chwilę. Nawet jeśli trwa to
kilka sekund, upieram się, że to potrzebne. Te sekundy są namiastką tego, czym
dla bohatera ,,O północy w Paryżu” były podróże między epokami.
Starsza A.
Źródło: http://data.whicdn.com/images/27194357/tumblr_lzvb5ozVDl1qe2w1uo1_500_large.jpg
Źródło: https://encrypted-tbn3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcSMUrSe7bW4DWXDx7UL3-puRdIPcwNICG_Miqx_GPv3ni48TK8NKQ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz