Dzięki bliskiej mi osobie spotkałam pewnego mądrego
człowieka. Nie znam go dobrze, ale to, co o nim wiem wystarczy, żebym mogła tak
go opisać. Człowiek ten w sytuacji kryzysowej wypowiada dwa ważne słowa, które-
o ile tego chcemy – zmieniają przebieg wydarzeń. Te dwa słowa to ,,ustalmy
priorytety”. Bardzo proste? Okazuje się,
że wprost przeciwnie.
Każdy dostał kiedyś przesyłkę priorytetową. Wie, że
priorytet to coś ważniejszego, pierwszego w kolejności, większej wagi. Wszyscy
priorytety mamy, a przynajmniej tak deklarujemy. Rodzina, dom, zdrowie,
przyjaciele. Wersji może być tyle, ilu nas – ludzi. Priorytety trzeba jednak od
czasu do czasu odświeżać, ustalać na nowo, przypominać te, które towarzyszyły
nam kiedyś i konfrontować z obecnymi. Jestem tego najlepszym przykładem.
Teoretycznie wiem, co dla mnie najważniejsze. A jednak
notorycznie, w najmniej oczekiwanych momentach, uświadamiam sobie, jak łatwo o
tych najistotniejszych kwestiach zapominam, pomijam je czy lekko modyfikuję na
potrzeby własnej wygody. Wiem, jak ważne jest zdrowie, a z uporem maniaka
funduję mu niespodziewane przygody, za które- jestem pewna- kiedyś wystawi mi
rachunek. Wiem, kto jest dla mnie ważny, wiem, za co cenię poszczególne osoby,
umiem określić ich rolę w moim życiu, wiem, jak ciężko byłoby czasem bez nich,
a jednocześnie tak często zdarza się, że nie mogę się nimi nasycić, spędzić
tyle czasu, ile bym chciała. My ludzie uciekamy sobie nawzajem, mimo że nas
nikt nie goni, z tym prawdopodobnie nigdy nie dam sobie rady.
O priorytetowych sprawach dość łatwo się mówi. Dobrze
powiedzieć, że wiemy, co dla nas ważne. Trudniej to udowodnić. I to nie komuś,
samym sobie. Czy powinno się starać? I tak, i nie. Tak, bo powinniśmy stawiać
sobie wyzwania, sprawdzać samych siebie, czy damy radę tym najważniejszym sercu
kwestiom nadać długodystansowo rangę priorytetu. Nie, bo powinno to niejako
wychodzić z nas samych, być instynktowne, naturalne i stanowić efekt tego, kim
jesteśmy. Jak to więc godzić? Sama próbuję się tego nauczyć.
Prawdopodobnie umiejętność stawiania czegoś ponad czymś
przychodzi z wiekiem, z doświadczeniem, z porażką, która przyszła wówczas, gdy
zainwestowaliśmy siebie jako to co mamy najcenniejszego w nieopłacalną lokatę
zaangażowania, która zamiast procentować, doprowadziła do długu, w dodatku
takiego, który bardzo trudno spłacić.
Autorka się sili na intelektualne podboje, wybaczcie jej
jeśli wraca z tej bitwy na tarczy. Chcę tym tekstem powiedzieć dwie rzeczy. Z
jednej strony przyznać się do tego, że jako istota ułomna gubię się i plączę w
sieci własnych przemyśleń na temat tego, co powinno być ważniejsze od czego.
Podstawowe sprawy, te rangi najwyższej, są oczywiste, ale wybory dosięgają mnie
codziennie, tu bywa trudniej, trzeba konfrontować się z rozsądkiem, który błędy
pobłażliwie wybacza, ale nie pozostaje dłużny i uruchamia sumienie. A ono też
potrafi dać się we znaki. Z drugiej strony ten tekst służy temu, żeby-
podążając za mądrym człowiekiem- nie rezygnować, nie oddawać walkowerem rywalizacji
o samego siebie i ustalać priorytety na nowo. W każdej sytuacji, zwłaszcza tej
trudnej. Mam wrażenie, że gdy się tak robi, i my, i nasze sumienie śpimy
spokojniej.
Starsza A.
A pod
spodem film. Bardzo prosty. Może aż za prosty. Wyciskacz łez jeśli jesteś
wrażliwcem.
Truizm, jak mówi mój przyjaciel, któremu dedykuję 44 sekundę tego filmu, ale truizm jednak prawdziwy.
Truizm, jak mówi mój przyjaciel, któremu dedykuję 44 sekundę tego filmu, ale truizm jednak prawdziwy.
Źródło:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz