środa, 1 sierpnia 2012

Szansa, chance, die Chance, posibilidad, occasione , шанс …

Ostatnio stałam się na tyle odważna, że każdemu się do czegoś przyznaję. Wyznań i deklaracji nie ma końca. Wam dziś przyznam się do tego, że całkiem jeszcze niedawno byłam wielkim tchórzem. Strachliwym dzieckiem i nieśmiałą nastolatką. Ponieważ patrzę dziś na to wszystko z perspektywy innej już na szczęście osoby, mogę śmiało stwierdzić, że wyzbycie się tamtych cech to więcej niż sukces.

Ilość szans zmarnowanych przez przesadną nieśmiałość i paraliżujący strach z zupełnie nieuzasadnionego powodu jest nie do policzenia. Pamiętam swoją pierwszą wizytę w sklepie. Trud pokonania strachu związanego z koniecznością odezwania się do ekspedientki, moi rodzice próbowali zmniejszyć, posyłając mnie do sklepu spożywczego. Miało to na mnie- głodomora i łasucha od zawsze- działać jako okoliczności łagodzące. Próżny wysiłek. Zanim odważyłam się w ogóle przekroczyć próg sklepu, nie wspominając już z litości o samym zakupie, minęło pół godziny. Zdążyłam przez ten czas nauczyć się na pamięć wymyślonego na poczekaniu tekstu, który posłużyć miał do zdobycia upragnionej galaretki truskawkowej. To zapewne w tamtym momencie odkryłam też w sobie zmysł ekonomiczny, bo trzymane kurczowo w niewielkiej dłoni monety co najmniej kilkukrotnie przeliczyłam i obejrzałam z obu stron. W końcu te dwa złote i czterdzieści groszy to poważna kwota. Gdy ma się pięć lat, z taką fortuną naprawdę nie ma żartów.

Ta śmieszna ( lub tragiczna) sytuacja uświadomić ma to, jak trudno było mi się odnaleźć jako cichemu, raczej wycofanemu, a na pewno zbyt tchórzliwemu dziecku w coraz bardziej przebojowym i wypełnionym coraz bardziej odważnymi ludźmi świecie. Wszyscy wiemy, że strach ma wielkie oczy, ale mój strach poza ogromnymi oczami miał jeszcze wielkie zęby, prawie jak wilk z bajki o czerwonym kapturku. Gryzł, kąsał i warczał na mnie przy każdej okazji i bez znaczenia na mój wiek. Zabraniał mi szaleć tak jak rówieśnicy, którzy nic a nic nie martwili się tym, że za oknem wiatr i mróz a ich szyi nie oplata ciepły, wełniany szalik albo tym, że mama zabroniła im wrócić do domu zbyt późno.  Potem, w okresie burz i naporów zwanym dojrzewaniem, utworzył w połączeniu z nabywanym wraz z wiekiem rozsądkiem mieszankę wybuchową, czyniąc mnie stanowczo zbyt poważną jak na swój wiek nastolatką. I nie było sposobu, żeby to zmienić.

Ponieważ wehikułu czasu nie wynaleziono (a nawet jeśli tak by się stało, pewnie i tak bałabym się z niego skorzystać), nie mogę cofnąć czasu i tego błędu naprawić. Tego, co przepadło- mniej lub bardziej z mojej winy – nie nadrobię. Ominęły mnie okazje poznania wielu ciekawych ludzi, poszerzenia horyzontów, zdobycia wiedzy innej niż ta podręcznikowa i doświadczenia- najlepszego fundamentu pod budowę własnej osobowości. A ponieważ niewykorzystane okazje się mszczą – sama jestem sobie winna.

Od niedawna, walcząc z własnym strachem, rozsądkiem i przeciętnością, jaką mój charakter niejako mi narzuca, stąpam w kierunku szans wykorzystanych. Umiem od czasu do czasu zapomnieć o głosie rozsądku lub zagłuszyć go krzykiem zmian, na które mam ochotę. Jak na mój wiek polityka małych kroczków i zmiany o tempie równym tempu zmian na lepsze w polskiej polityce to żaden sukces, ale pozostanę w nurcie optymistycznym- lepsze to niż nic. Próbować będę dalej.

Nie namawiam do skakania do płytkiego basenu na główkę ani do zainwestowania całych oszczędności w produkcje wosku z wełny owczej ( chociaż uwierzcie – ten wosk nie byłby wcale taki zły). Szaleństwem może być nawet zmiana umeblowania pokoju, koloru włosów, planów na weekend, dania na obiad, kierunku wakacyjnego wyjazdu. Szansą może być pójście na imprezę, na której nikogo się nie zna, wyjście do kina, restauracji, na koncert. Możliwości stwarza odwaga, której nigdy za wiele.

Dziś ja-tchórz mówię, że z rutyną, strachem i nieśmiałością trzeba walczyć. To dobre cechy tylko wtedy, gdy aplikujemy je sobie podczas terapii charakteru w bardzo niewielkich dawkach. Każda dodatkowa pociąga za sobą niewyobrażalnie długi łańcuch niepożądanych skutków ubocznych. Mając na uwadze niepowtarzalność naszego życia- na przygody z efektem ubocznym w pakiecie szkoda czasu.

Starsza A.




Źródło: 















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz