wtorek, 28 sierpnia 2012

Czasu wymiar uniwersalny

Kiedy na coś czekam,  walcząc z jedną z najbardziej uciążliwych wad, jakie posiadam, czyli niecierpliwością, skreślam dni w kalendarzu. Z przyjemnością wykreślam kolejne daty, ciesząc się jednocześnie na coraz bliższe osiągnięcie upragnionego terminu. Tym wyczekiwanym momentem może być spotkanie z kimś, kogo dawno nie widziałam, a za kim tęsknię, dzień wolny lub wyjazd – mniejsza z tym gdzie i w jakim celu. Ostatnio łapię się na tym, że nawet jeśli nie wykreślam dni w kalendarzu i tak w dużym stopniu opieram swoje życie na czekaniu. Szczęśliwi czasu nie liczą, a ja działam dokładnie odwrotnie. Czy to czyni mnie nieszczęśliwszą od pozostałych?

Mam w pokoju 2 kalendarze i 3 zegarki. Nie licząc tego na ręku. Po co? Nie mam najmniejszego pojęcia. Nie doszłam jeszcze do tego poziomu szaleństwa, w którym ogarniająca mnie psychoza wymusza potrzebę każdorazowego sprawdzania godziny i daty dwukrotnie( lub trzykrotnie!). A jednak ci pojawiający się w moim pokoju po raz pierwszy nieraz pytają, czy aby na pewno z moim poczuciem czasu wszystko w porządku. Odpowiadam najczęściej milczeniem.

Na co dzień lubię mówić, że ,,dobrze stoję z czasem” albo ,,mam zły czas”. Na zegarek spoglądam bardzo często, bywa, że sama nie kontroluję tego, jak często odruchowo kieruję wzrok w stronę krążącej wokół tarczy zegara wskazówki. Z jednej strony to efekt nieodstępującego mnie wrażenia czasu ,,przeciekającego przez palce’’, tego, jak szybko ten nieszczęsny czas mija i jak często zmuszona jestem wykorzystać go nie po swojemu, w sposób, który jest teoretycznie niezmienny i rozsądnie narzucony przez na pewno równie rozsądnie nim gospodarujących, ale zupełnie niezgodny z moim sposobem wykorzystywania upływających godzin, dni, miesięcy. Myśl, że mam jeszcze tyyyyyyyle do zrobienia, gdzie to ,, tyyyyyyyle” to nie tylko obowiązki, ale też i marzenia, pomysły i doświadczenia, jakie chcę zdobyć, to coś, co mnie nie odstępuje. Nawet jeśli nie założę zegarka, bo- o zgrozo!- śpieszę się i zapomnę, ona i tak będzie mi uparcie towarzyszyć przez cały dzień. Z drugiej strony świadomość tego, czy zdążę, czy wygospodarowałam wystarczająco dużo czasu, tego, jak długo muszę na coś czekać, jest dość zgodna z moją pragnącą uporządkowania we wszystkim, co robię, naturą. I bądź tu mądra, kobieto!

Plączę się i mieszam, pisząc, zbliżać się więc będę powoli ku końcowi, który dopomina się sensownie brzmiącego wniosku. Jak dojść do rozsądnych wniosków, pisząc o bynajmniej nie rozsądnie postępującej osobie?  Spojrzę na zegarek, sprawdzę, czy starczy mi na te wnioski czasu. No, chyba powinnam dać radę, najwyżej się spóźnię. Ale tylko kilka minut. Wniosek będzie –w związku z upływającymi minutami- ale i klarownością sytuacji bardzo szybki. Stałam się zakładnikiem czasu. Nie pamiętam dnia, który minął bez nerwowego spoglądania w kierunku zegarka. Skreślanie dni w kalendarzu w oczekiwaniu na coś ważnego to bezpieczny dla mnie wymiar czasu. Każdy inny działa mniej korzystnie, wywiera presję, naciska, ogranicza.

W tajemnicze moce mnie niestety nie wyposażono, na wynalazek wehikułu też lepiej nie czekać, a że, jeśli do pakietu mniejszych lub większych zmartwień na co dzień, dorzuciłabym konsekwencje wiecznych spóźnień, które należą do moich najczęstszych powodów przeprosin, kupiłam ostatnio zegarek. Ból związany z tym, że to kolejny element życia z założenia mnie dyscyplinujący, zagłuszyłam sposobem dokonania wyboru zakupy. W ciągu zaledwie 10 minut wybrałam, przymierzyłam, zapłaciłam i wyszłam. Na nadgarstku noszę eleganckie dwukolorowe cacko za całkiem rozsądną cenę, które przede wszystkim zauroczyło mnie tym, jak wygląda. Tak- wiem, to próżne i dwustuprocentowo kobiece. Czasu jednak i tak będzie mi brakować, nigdy nie doczekam się nadmiarowych godzin wolnych, skoro więc go noszę, niech będzie przede wszystkim ładny. I tak w biurku, na dolnej półce, między schowanym na czarną godzinę pudełkiem czekoladek a szarym segregatorem leży mój najbardziej uniwersalny przelicznik czasu, który zawsze odlicza nie do tego, co muszę, a do tego, czego chcę. Kalendarz do skreślania dni.

Starsza A. 












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz