poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Spontaniczność !

Spontaniczność. Plączę mi się to słowo po głowie, nie może znaleźć sobie miejsca i domaga się uwagi. Mając na uwadze stan swojego ducha, czym prędzej siadam i piszę. By pozbyć się go jak najszybciej, by zmieniło lokalizację na bardziej sprzyjającą, by się wyprowadziło, nim zaplącze się w jakiejś kołtuny sprzeczności. Ile jest otwartości w spontaniczności? A ile impulsywności? Czy jest już skamieliną, czy dobrem przeznaczonym do duchowej konsumpcji? Dużo o tym ostatnio myślałam. Mam czas na myślenie, więc zuchwale sobie pozwalam na prace myślowe, tym bardziej, że aura pogodowa wyjątkowo temu sprzyja. A planować wszystko trzeba? A życie według planu nie jest nudne? A czy plan i wizja życia to to samo? Plan kojarzy mi się niezmiennie z planem lekcji i rozkładem jazdy pociągów, choć do funkcjonalności tego drugiego podchodziłabym raczej sceptycznie. Moje życie to nie dworzec PKP! Więc jak to właściwie jest?

Znajoma z uczelni niedawno obwieściła, że zaplanowała sobie życie. Bardzo mnie to zaintrygowało, bo choć usilnie próbowałam zajezdnię pociągów jako dalszą swoją egzystencję z głowy wyrzucić, nijak mi to wychodziło. Otóż wspomniana koleżanka w wieku lat dwudziestu pięciu skończy studia. Dalszym domysłom nie było końca.25 lat to praca i kupno mieszkania. 26 – samochodu. 27 to mąż, 28 - dziecko. 30 to już dziecko w żłobku i szczęśliwa mama robiąca karierę. Co pół roku wyjazdy rekreacyjne, co miesiąc Spa. W dalszej kolejności – zmiana samochodu, zmiana mieszkania na dom, kupno działki nad jeziorem. Nie dopytywałam się, co z dzieckiem. Ewentualnemu wybrakowi współczuję.

Z pewnością znaleźliście się kiedyś w sytuacji, w której grono zebranych musi zaśpiewać piosenkę. Wykazuję tutaj dowolność, chociaż najczęściej jest to kompozycja urodzinowa/ imieninowa/ jubileuszowa – ‘Sto lat’. Albo zdarza się Wam wstąpić do Kościoła w chwili odśpiewania jakiejś pieśni kościelnej, która to ze względu na entuzjazm wykonania zwala z nóg. A może przypominacie sobie poloneza ze studniówki? Macie niezapomniane wspomnienia naturalności i autentyczności tych doświadczeń? Prostolinijności? Zakładając możliwość błędu statystycznego, odpowiedź zapewne zabrzmi ‘nie’. Zasypuję Was pytaniami, niczym lawiną, ale właśnie są wakacje, trudno o bardziej sprzyjający naturalności i radości czas, a moje otoczenie niczym Kłapouchy czeka tylko na deszcz i burze. Oglądałam mnóstwo filmów o spontanicznych przygodach, ciekawych podróżach, prawdziwych i bezpośrednich ludziach. O prostoduszności w tej najszlachetniejszej formie i bardzo żal mi, że może to istnieć tylko wirtualnie.

Spontaniczność dla mnie jest czymś na kształt ucieczki od neonowego, błyszczącego Mc Świata, przy czym w tej błyszczącości niewiele jest z błyskotliwości. To chwila, kiedy widząc za oknem słońce i tęczę po ulewie, chwytam jedną ręką koc, drugą życzliwego towarzysza rozmów iście filozoficznych i biegnę do najbliższego parku. Niekończącą się na co dzień zadaniowość i wkomponowane w nią przeświadczenie, że jestem nie do zdarcia, niezależnie od tego, co mi się przytrafia, mogę zostawić daleko za sobą. Wyciągam się na kocu, odkładam na bok zegarek, powtarzając za mądrością ludową, że szczęśliwi czasu nie liczą. Wokół mnie rosną bujne trawy, jasnozielone, wysokie, słońce w te trawy osuwa się miękko, będzie zachodzić. Cóż za dzień cudowny, tak cudowny, że aż wystaje z normalnego życia, wystaje i błyszczy. Nie dzieje się nic, tylko trwa istnienie samo,  trwa tak jakby idealnie, wzorcowo, a ja w tym istnieniu zatracam się, zyskując spokój jakiegoś wyższego rzędu. Udaje mi się ujarzmić głowę, nie muszę myśleć, że za czas jakiś będę musiała wstać, że trawy już nie będą sięgać słońca tylko w najlepszym wypadku moich kolan i że opiszę ten moment, tęskniąc za czymś, czego nie było, ale by mi to nic całkiem jednak nie uciekło. Nie muszę nic mówić, tak to doświadczenie milczenia z kimś jest piękne i głębokie. Mogę tylko powiedzieć, tym razem za Goethem: ‘chwilo, trwaj!’

Oblekłam spontaniczność w szczęście. Odwrotnie też potrafię. Myślę nawet, że etymologicznie oznaczają to samo. Czy nie ma szczęścia w kimś, kto spontanicznie odrzuca parasol i tańczy w deszczu?  Albo po usłyszeniu pięknej piosenki, drukuje bilet i chwilę potem przyjeżdża do Ciebie? Być może namalowany tak ad hoc obraz spontaniczności jest nieco odrealniony i w konsumenckim świecie mało jest dla niego miejsca. Ale w końcu – aż tak wielu farb do jego stworzenia nie trzeba. Wystarczy żółta. Mniej jest więcej. To jest aż takie proste.

Młodsza A.


Źródło: http://data.whicdn.com/images/27534994/tumblr_m35f40GfdL1qjm9bpo1_500_large.png

Źródło: http://data.whicdn.com/images/34940318/388064_308114209198596_1047527519_n_large.jpg

Źródło: http://data.whicdn.com/images/31137362/316461_228203390566014_817952010_n_large.jpg




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz