piątek, 3 sierpnia 2012

Lekkoatleta jednoślad

Naukowcy i dietetycy biją na alarm. Wszędzie słyszymy hasła promujący zdrowy tryb życia. Jedzmy sałatę( nie wiem, czy uwierzycie, ale jest jednym z najmniej zdrowych warzyw), pijmy tylko wodę mineralną, oliwa z oliwek jedynym słusznym rozwiązaniem – i pamiętaj, tylko extra virgin, cholesterol twój wróg, fast food równa się fast droga do choroby. Rady słuszne, ale brane do serca najczęściej zbyt późno.

Przyznaję się już na wstępie- w filozofię zdrowego trybu życia wierzę tylko połowicznie. Jest to z jednej strony wina mojego braku wytrwałości, z drugiej- racjonalnego spojrzenia na sprawę. Żeby być prawdziwie eko i wytrwać w ekostylu życia, trzeba by odmówić sobie nie tylko przyjemności, jaką daje jedzenie, ale też zrezygnować z wielu naturalnych sytuacji, jakie spotykają nas na co dzień. Zabrzmi to absurdalnie, ale idąc do restauracji nie wiemy przecież, czy warzywa na naszym talerzu nie są przypadkiem bogate w całą tablicę Mendelejewa, a ciastko, którym nas ktoś poczęstuje, nie stanowi bomby kalorycznej, której wybuch równoznaczny będzie z zaobserwowaną przez nas eksplozją naszej masy. Jak wszędzie tak i tu najważniejszy jest rozsądek.

Moja wrodzona niecierpliwość i zamiłowanie do jedzenia, smakowania, próbowania i wielu innych czynności związanych z kuchnią, uniemożliwiają mi podejmowanie diet. Właściwie jakakolwiek wstrzemięźliwość kulinarna kończy się złością na samą siebie. Nie ma sensu próbować. Ponieważ z jedzenia zrezygnować nie zamierzam( o nie!), szukam innych metod zadbania o siebie( i swój cholesterol naturalnie). Strzałem w dziesiątkę jest dla mnie rower. Wiele lat temu czterokołowy różowy pojazd z białą chorągiewką i obowiązkowym koszyczkiem w komponującym się z cukierkowym różem fioletowym kolorze. Potem zwykły składak w kolorze morskim, którego  śmiało można nazwać lekkoatletą. Skakał w dal, wzwyż, przejeżdżał przez płotki i osiągał niezłe wyniki zarówno na krótkie, jak i dłuższe dystanse. Nie pchał chyba tylko kulą. No, ale i tak przeszedł sporo, daję słowo!

Tak naprawdę nie wiem, dlaczego jadąc rowerem, zapominam o kłopocie albo- wprost przeciwnie- myślę o nim na tyle intensywnie, że wpadam na pomysł rozwiązania i dlaczego ten niepozorny środek lokomocji przynosi mi tyle przyjemności. Jadąc jestem sama ze sobą - może to jest ten klucz? Banalne, ale w dzisiejszych czasach taki moment jest trudny do uchwycenia. Patrzę na ludzi, ulice, domy, innych rowerzystów, matki z dziećmi, psy i koty próbujące ustalić między sobą zwierzęcą hierarchię osiedli i ogródków, drzewa, ślady wiosny, lata czy jesieni, zachody słońca, lądujące i startujące samoloty( przywilej albo zmora mieszkania przy lotnisku). Oczywiście patrzę też przed siebie- spokojnie ;) 

Lubię te momenty, bardzo je lubię. Są moje i tylko moje. Zazwyczaj takich chwil mi brakuje. Każda warta jest wysiłku pokonanego podczas jazdy. Wysiłek jest w zasadzie złym słowem. Kojarzy się ze zmęczeniem, a rower dla mnie to odpoczynek. Nawet jeśli zmęczyłyby się mięśnie, głowa odpoczywa. A nasze zdrowie- czy tego chcemy, czy nie- zaczyna się w głowie, nie na talerzu, na którym leży listek zielonej sałaty. Oczywiście eko. 

Starsza A.

Źródło: http://data.whicdn.com/images/30759192/575174_120772094730202_1337472943_n_large.jpg






1 komentarz: