Przyznaję się już na wstępie- w
filozofię zdrowego trybu życia wierzę tylko połowicznie. Jest to z jednej strony
wina mojego braku wytrwałości, z drugiej- racjonalnego spojrzenia na sprawę.
Żeby być prawdziwie eko i wytrwać w ekostylu życia, trzeba by odmówić sobie nie
tylko przyjemności, jaką daje jedzenie, ale też zrezygnować z wielu naturalnych
sytuacji, jakie spotykają nas na co dzień. Zabrzmi to absurdalnie, ale idąc do
restauracji nie wiemy przecież, czy warzywa na naszym talerzu nie są
przypadkiem bogate w całą tablicę Mendelejewa, a ciastko, którym nas ktoś
poczęstuje, nie stanowi bomby kalorycznej, której wybuch równoznaczny będzie z
zaobserwowaną przez nas eksplozją naszej masy. Jak wszędzie tak i tu
najważniejszy jest rozsądek.
Moja wrodzona niecierpliwość i
zamiłowanie do jedzenia, smakowania, próbowania i wielu innych czynności
związanych z kuchnią, uniemożliwiają mi podejmowanie diet. Właściwie
jakakolwiek wstrzemięźliwość kulinarna kończy się złością na samą siebie. Nie
ma sensu próbować. Ponieważ z jedzenia zrezygnować nie zamierzam( o nie!),
szukam innych metod zadbania o siebie( i swój cholesterol naturalnie). Strzałem
w dziesiątkę jest dla mnie rower. Wiele lat temu czterokołowy różowy pojazd z
białą chorągiewką i obowiązkowym koszyczkiem w komponującym się z cukierkowym
różem fioletowym kolorze. Potem zwykły składak w kolorze morskim, którego
śmiało można nazwać lekkoatletą. Skakał w dal, wzwyż, przejeżdżał przez płotki
i osiągał niezłe wyniki zarówno na krótkie, jak i dłuższe dystanse. Nie pchał
chyba tylko kulą. No, ale i tak przeszedł sporo, daję słowo!
Tak naprawdę nie wiem, dlaczego jadąc rowerem,
zapominam o kłopocie albo- wprost przeciwnie- myślę o nim na tyle intensywnie,
że wpadam na pomysł rozwiązania i dlaczego ten niepozorny środek lokomocji
przynosi mi tyle przyjemności. Jadąc jestem sama ze sobą - może to jest ten klucz? Banalne, ale w dzisiejszych czasach taki moment jest trudny do uchwycenia. Patrzę na
ludzi, ulice, domy, innych rowerzystów, matki z dziećmi, psy i koty próbujące
ustalić między sobą zwierzęcą hierarchię osiedli i ogródków,
drzewa, ślady wiosny, lata czy jesieni, zachody słońca, lądujące i startujące
samoloty( przywilej albo zmora mieszkania przy lotnisku). Oczywiście patrzę też
przed siebie- spokojnie ;)
Lubię te momenty, bardzo je lubię. Są moje i tylko
moje. Zazwyczaj takich chwil mi brakuje. Każda warta jest wysiłku pokonanego
podczas jazdy. Wysiłek jest w zasadzie złym słowem. Kojarzy się ze zmęczeniem,
a rower dla mnie to odpoczynek. Nawet jeśli zmęczyłyby się mięśnie, głowa
odpoczywa. A nasze zdrowie- czy tego chcemy, czy nie- zaczyna się w głowie, nie
na talerzu, na którym leży listek zielonej sałaty. Oczywiście eko.
Starsza A.
I LIKE IT ;)
OdpowiedzUsuń