Małe dzieci lubią wpatrywać się w swoje odbicie w lustrze.
Obserwuję to. Pewnie sama byłam w równym stopniu zaintrygowana lustrzanym
odbiciem, acz kompletnie wolnym od samouwielbienia zaciekawieniem. Podobno
człowiek potrafi wyrazić 412 rodzajów emocji. Nie wiem, jaka część tej liczby
maluje się na naszych twarzach, ale podejrzewam, że niezależnie od
ekspresyjności charakteru jest niemała. A na pewno mniejsza w dorosłości, kiedy zdajemy sobie sprawę z bogactwa masek, jakie możemy przyodziać. A
jakby tak pokusić się o retrospekcję do czasów dzieciństwa, dać sobie chwilę
oddechu i pozwolić mimice galopować w dowolnym kierunku? Śmiać się głośno?
Równie donośnie płakać? Albo milczeć?
W czasach, kiedy każdy wyciąga rękę po to, na co ma ochotę,
kiedy ma się więcej możliwości kontaktu z drugim człowiekiem, jednocześnie go
nie widząc – no właśnie, w tych czasach coś tracimy. Nie lubię wrażenia, ze coś
mnie właśnie ominęło, że coś po drodze zgubiłam. I choć chwile przeznaczone na
przyjrzenie się sobie traktowane są jako czas bezpowrotnie tracony, wyciągam
lustro i zastanawiam się, czy to ciągle jestem ja. Albo inaczej – gdzie kończę
się ja, a zaczyna się ktoś inny. Aplikuje się w codziennej mowie sformułowanie
‘nie byłam wtedy sobą’. Abstrahując od okoliczności słowa ‘wtedy’, nie wiem,
kim miałabym być. Wiem natomiast, że chciałabym być sobą. Zawsze.
Dzisiaj czuję złość. Nie orientuję się, ile jest złości w
złości, ile rozdrażnienia albo irytacji ani czym to zmierzyć. I czy trzeba ją
manifestować, skoro piękności szkodzi? Zastanawiam się, że może jednak warto –
jeśli jest budowana z codziennych żalów i zawodów ukształtuje się w końcu w oszałamiającą
wieżę o podstawie mniej lub bardziej stabilnej w zależności od temperamentu. Moja
wieżyca, konstruowana dogłębnie od rana przypomina raczej Torrependente di Pisa i z równowagą niewiele ma wspólnego. Swoją
cegiełkę dołożył zarówno czynnik ludzki, jak i złośliwość rzeczy martwych. Także
to, że bardzo chciałabym coś zrobić, a z różnych przyczyn ode mnie niezależnych
nie mogę, np. pomóc. Złość z bezsilności. To jeden z tych dni, kiedy jestem
żadna, do niczego nie mam woli ani siły i to nic właśnie jawi się jako porażka.
Czym objawia się
złość? Nie trzeba znowu tak wielkiej empatii, żeby to zauważyć. Zgniecione
powieki, zaciśnięte usta, kąciki oczu skierowane w dół. Oblicze zaś
zwieńczone wydłużonym chwilowo nosem. Towarzyszy temu spojrzenie, strzelające
fajerwerkiem. W skrajnych przypadkach oczy mogą być wyposażone w poważniejszą
artylerię. Po uwzględnieniu tego faktu, należy na czas jakiś opuścić pole
rażenia.
Czy jest jakieś panaceum w czasie tego subiektywnego bycia ‘do
niczego’? Akceptacja? Może danie sobie szansy na konfrontację z emocjami,
poczucie ich. Włoski malarz, Giuseppe Arcimboldo tworzył ludzkie portrety
z owoców, warzyw czy ryb. Może jesteśmy taką kompozycją naszych
błędów, emocji i doświadczeń, zespolonych w wyjątkową całość? Zaś Edith Piaf
powiedziała: ‘Je suiscomme je suis’ –
jestem, jaka jestem. Myślę, że miała niejedno lustro w pokoju. Chcę wierzyć w
to, że jestem sobą także po drugiej stronie lustra. Że tam nie ma złudzeń, że
nie muszę poprawiać – a w wersji dla ambitnych udoskonalać – swojego odbicia,
by dotrzeć do czegoś lepszego. I jeśli wychylę
się odrobinę na drugą stronę, obudzę Alicję, pełne marzeń i ideałów serce.
Młodsza A.
http://data.whicdn.com/images/36077232/tumblr_m04e71w5Ig1qgdhwpo1_500_large.jpg
http://data.whicdn.com/images/35842295/tumblr_m9dwj9BMMW1rx8zgqo1_500_large.jpg
http://data.whicdn.com/images/32777937/581958_364357370301914_273478270_n_large.jpg
http://www.youtube.com/watch?v=dmkM5ZJ6SIM
OdpowiedzUsuńThere is a way to be counscious of yourself.
Observe