sobota, 27 października 2012

Zimo, wracaj, skąd przyszłaś!

Źródło: weheartit.com
Źródło: weheartit.com
W zasadzie lubię zimę. Fakt, w stopy zimno, dłonie przemarznięte, uszy i nosy czerwone, okulary w autobusie parują, szaro, smutno, stanowczo za zimno. Wszystko to wybaczam jednak pani zimie pod jednym warunkiem. Jeśli do pakietu przypisywanych zimie czynników dołącza śnieg.

Mamy koniec października, a z nieba sypie się śnieg. Stanowczo za wcześnie. Za oknem ponuro, szaro i smutno. W dodatku zmieniamy dziś czas na zimowy, więc, gdybym wpadła na pomysł napisania tego posta jutro, od  dwóch godzin musiałabym oświetlać pokój w sposób sztuczny. Jeśli śnieg pojawiłby się w grudniu, powiedzmy, że w okolicach mikołajkowych, wszyscy przywitaliby go serdeczniej. I zimy przeciwnicy, i kierowcy, i dzieci, i pewnie Święty Mikołaj z reniferem wspólnie. Trawnik pokryty białym puchem za oknem na razie nie wygląda zbyt przyjaźnie. Zimny wiatr, który niepokojąco targa kolorową żaluzją, świszcze złowrogo. Chyba zamknę więc okno. 



Źródło: weheartit.com
Źródło: weheartit.com

Edytora postów jednak nie zamykam. W taki ponury wieczór powstanie pewnie kilka tekstów, oby więc pomysły mnie nie opuszczały! Zamiast patrzeć za okno wolę popatrzeć w ekran, obserwując, jak myśl przekształca się w tekst. Jeśli założyłabym, że ta myśl ma sens, szybkość całego zjawiska jest naprawdę motywująca do dalszego pisania. Nie wiem jednak, czy powinnam pozwalać sobie na takie założenie... ;)


Zima znów nas zaskoczyła, ale nie mam zamiaru poddać się nastrojowi, jaki dziś mi narzuciła. Trochę ponarzekałam, trochę się pozłościłam, humor się pogorszył, ale jeśli zima sądzi, że przestanę ją lubić, to się grubo myli. Na razie niech wraca, skąd przyszła, będzie jeszcze czas na spotkanie. Ja tymczasem zaparzam gorącą herbatę z cytryną, włączam dobrą muzykę i siadam ponownie przed komputerem. Blogu mój, strzeż się- nadchodzę z falą postów! 



Źródło: weheartit.com
Starsza A.

2 komentarze:

  1. Czytając tego posta, zaczynając już od tytułu: "Zimo, wracaj, skąd przyszłaś!", nasunęła mi się pewna myśl. Coś co zauważyłem w sobie od czasu rozpoczęcia studiów. Chodzi mianowicie o pewną naukę akceptowania różnych sytuacji takich, jakie są. Zżymanie się na rzeczywistość, której nie można zmienić, wytwarza tylko złe emocje, które krążą gdzieś w środku, a i tak nie mogą zmienić np. tego, że w październiku spadł śnieg. ;)
    Zauważyłem to spóźniając się po raz n-ty na zajęcia z powodu korków, które były, są i będą nieprzewidywalne. Zauważyłem wtedy, że nerwowe zerkanie na zegarek, przeklinanie w myślach głupich świateł, które akurat zechciały świecić się na czerwono, tak naprawdę nie przyspieszy mojej podróży. Zamiast tego zatruje złymi emocjami jeśli nie na cały dzień, to na pewno na kilka godzin. Zbyteczne. Szkodliwe.
    Dlatego staram się to eliminować ;) Daleko idące skojarzenia od śniegu za oknem :P Czy ktoś jeszcze podchodzi do tego podobnie? A może macie zupełnie inne spojrzenie? :)
    mrT

    OdpowiedzUsuń
  2. Młodsza A. chciałaby dorzucić kilka słów od siebie ;) komentarz mrT, wiernego Czytelnika i stałego bywalca za co należy mu się medal, kończy się pytaniem. Młodsza Autorka czuje się w związku z tym upoważniona do komentowania komentarza ;)

    Jeśli post sprowokował jakiekolwiek skojarzenia, dalekie czy bliskie, to post jest dobry. Tak po prostu ;)

    Akceptacja okoliczności takimi, jakie są wymaga dużej siły charakteru, jak również dystansu. Jak się dobrze nad tym zastanowić, po wyjściu z autobusu faktycznie myśli się, że kibicowanie kierowcy, by np. jechał chodnikiem i wypełniająca od środka irytacja były bez sensu. Czasem warto sobie odpuścić.

    Autorka ćwiczy tę sztukę zapamiętale, ale wie, że warto. Cierpliwie ;)

    OdpowiedzUsuń