sobota, 13 października 2012

Maskarada.

Źródło: http://data.whicdn.com/images/38697010/185569_315424758553911_841584994_n_large.jpg


Częścią naszego życia jest nasza premiera i scenariusze, wpisane w nasz repertuar. I częścią naszego życia są sztuki i scenariusze ważnych dla nas ludzi. Rozgrywa się dramat, w tym dramacie niekiedy komedia, oby tragedie były zawsze przypadkami skrajnymi. Z każdym dniem powstaje nowa forma wyrazu artystycznego, w tej formie zaś ja – i Wy – z rolami pierwszoplanowymi i tymi podrzędnymi. Rola jest fortuną, trafia się ta lepsza i ta nieco gorsza, ale nawet granie drzewa w tle może być sympatyczne, jeśli wkłada się w to serce.


Źródło: http://data.whicdn.com/images/12419107/tumblr_lehh7vuYd21qdwetoo1_400_large.jpg

Aktorka ze mnie prawdopodobnie żadna, choć teatr pantomimy, uskuteczniany głównie na wakacjach zagranicznych wobec bezradności językowej – wychodzi mi całkiem nieźle. Gram w teatrze eksperymentalnym, dla którego sceną jest wszystko to, czym się otaczam. Bywa, że jest to teatr jednego aktora. Mało tego - jednego widza. Najlepiej funkcjonuje mi się w duetach, stąd tak lubię sztuki dwóch aktorów. Są to spektakle rozgrywane w kilku aktach, wiele rzeczy dzieje się równolegle, by nie powiedzieć – jednocześnie. Repertuar jest niezwykle szeroki, role napisane z polotem i fantazją. I takie role lubię odgrywać najbardziej. Owszem, brzmi to nieco dziwnie, ponieważ w każdym modnym poradniku, którego autor wie o mnie więcej niż ja sama, mogę przeczytać, że powinnam być aktorem jednej roli. Samej siebie.

Źródło: http://data.whicdn.com/images/38472521/tumblr_maz49rQ7r61qjm9bpo1_500_large.png

Dlaczego w takim razie spełniam powinność siostry, córki, koleżanki, przyjaciółki, sąsiadki, itd.? Widocznie tyle ról potrzebuję. Przyczyna takiego stanu rzeczy pozostaje dla mnie niejasna, dopóki jednak w każdej z tych ról odnajduję siebie, nie czuję niepokoju. Popłoch pojawi się w momencie, w którym zgubię się, ale nie w rolach, tylko szukając ich po okolicy. I stracę rozeznanie, gdzie konkretnie jest cienka ta granica między prawdą i fałszem; by nie padło zbyt wiele kłamstw i by nie okazało się nagle, ze nie ma prawdy, do której mogę wrócić.

Źródło: http://data.whicdn.com/images/38471225/7RQq4lX3XM4_large.jpg

Moja siostrzenica, lat dwa i pół, specjalizuje się w monologach. Muszę wtrącić – monologach niezwykle ekspresyjnych. Powalający jak na jej skromny wiek warsztat aktorski urzekł mnie do tego stopnia, że z kubkiem kawy w ręce i bytem w fotelu, obserwowałam jej małą premierę przed lustrem i dałam się zaczarować. Uśmiechy, grymasy, miny, niby zwyczajne, a ileż znaczeń! Zastanowiłam się nad banalną tą prawdą, że gdzieś w połowie drogi zawsze naturalność gestów gubimy.

Źródło: http://data.whicdn.com/images/11797144/tumblr_lo2izhrC281qjjkuho1_r1_1280_large.jpg


Czym byłaby sztuka bez morału? Morał, o którym chciałam pisać, trąci nieco egoizmem, ponieważ zakłada, że własny scenariusz, pisany mniej lub bardziej udolnie, ale po swojemu, jest więcej wart niż skopiowany, powielony od kogoś. Co wtedy może dziać się w aktorze, który występuje w roli już odegranej, wolę nie myśleć. Sztuka taka prawdopodobnie kończy się po pierwszym akcie, bo znudzony aktor, czemu prawdę mówiąc trudno się dziwić, zostawia rolę odłogiem na rzecz własnej interpretacji. Morał drugi goni za pierwszym: aktor funkcjonuje w relacji, chociażby z widzem. I w tej relacji dowiaduje się czegoś o sobie. Trzeci morał: nawet aktor-amator mniej lub bardziej przygotowuje się do roli. Czyta scenariusz, myśli o bohaterze, którym się stanie, uczestniczy w próbach. Gra dopiero wtedy, gdy czuje się przygotowany, gdy pozna teatr i scenę, na deskach których przyjdzie mu funkcjonować.


Źrodło: http://data.whicdn.com/images/23414621/tumblr_lzipzzTVEv1qauw6ro1_500_large.jpg

Młodsza A.

3 komentarze:

  1. "Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają." - Kto to powiedział? :)

    Myślę, że to zdanie całkiem dobrze wpisuje się w dzisiejszy temat notki. Czytając ją, a zwłaszcza patrząc na 4 obrazek, pomyślałem o temacie masek w życiu. Bardzo łatwo pozwolić sobie je narzucić, albo samemu dobrowolnie założyć. Potem tylko pojawia się problem, żeby nie pomylić się, "przywdziać" odpowiednią maskę zgodnie z oczekiwaniami odpowiedniego towarzystwa. Czy to jest dobre? Bynajmniej nie. Chyba chodzi o to, by pełnić swoje role - "(...)siostry, córki, koleżanki, przyjaciółki, sąsiadki(...)", pozostając sobą.
    Zastanawiam się, czy zawsze o tym pamiętam w relacjach z innymi? A może próbuję wpędzić te osoby właśnie w jakieś maski? Co Wy sądzicie o tym? :)
    mrT

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje zdanie jest takie, że ktoś, kto o maskach myśli i kto wie, jakie ryzyko niesie założenie tej niewłaściwej, nie mógłby narzucić komuś swojej własnej maski. Jest świadomy, że to bez sensu i pewnie instynktownie czuje, że każdy powinien zostać sobą :)
    StA

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja myślę, że mnogość masek nie jest zła, o ile w każdej z nich jest jakaś część mnie. Lubię żyć świadomie, przede wszystkim świadomie i nie chcę chodzić w uśmiechniętej masce, pod którą kryje się grymas.

    Wielkim szczęściem jest, gdy wspomniane relacje z innymi są budowane na Prawdzie ;) wtedy na - Prawdę nikt nie musi 'przywdziewać' masek ;-)

    MłA

    OdpowiedzUsuń