środa, 10 października 2012

Ruch na miarę szyty.



Niechby już było jutro, żeby można było zacząć wszystko od nowa! Bo najbardziej lubię – zaczynać od nowa.  Bo wierzę w poranki, w ich moc witalną! Obserwując przedziwną grę światła i kaprysy geometrii, zaczynam teoretyzować. Nie twierdzę, ze jestem po wszystkich znaczących porankach życia i dysponuję doświadczeniem, które może komukolwiek cokolwiek narzucać ani że dobrze/źle rozpoczęty dzień predysponuje do tego, jaki będzie jego dalszy ciąg – równie dobry/zły. Zaczęłam się zastanawiać, że może jest w tym jednak pewna korelacja. Wychodząc z domu bardzo wcześnie rano, gdy powietrze jest tak niesłychanie rześkie, gdy wszyscy sąsiedzi jeszcze śpią, a ja ze słuchawkami na uszach biegam – lub bez nich, by doświadczyć tej obezwładniającej ciszy – czuję, ze życie się we mnie rozpanasza. Staję się generatorem energii pozytywnej. Popycha mnie to do sięgnięcia po nowe. Jeśli natomiast śpię do południa – co zdarza mi się niesłychanie rzadko, uwzględniając wrodzone, mentalne ADHD – dzień ucieka mi niewiarygodnie szybko. Mało tego, kończy się żalem, że dany czas minął i że nic nie zrobione.

Źródło: http://data.whicdn.com/images/38919894/545648_10151250233061425_1656200237_n_large.jpg

Czy mechanizm tego ‘przeżycia’ dnia jest wielowymiarowy? Czy składają się na niego towarzyszące dobie okoliczności, pogoda, przyswojone produkty – spożywcze oraz te mentalne w postaci czyiś myśli i poglądów -moje własne idee, jak również to, jak minął mi wczorajszy dzień? Czy mogę postanowić sobie, ze dzień będę miała owocny i wtedy tak będzie? Zaklnę rzeczywistość, choć nie ma w tym żadnej magii? Bezwstydnie zadaję pytania i nie udzielam żadnej odpowiedzi. Od jakiegoś czasu słyszę, że wysiłek fizyczny może właśnie takiemu kreowaniu rzeczywistości służyć. Myślałam dotąd, że jest dobry w ogóle, bo i służy zdrowiu we wszystkich jego wymiarach, i dodaje energii, ale jak się okazuje, może także ‘podrasować’ realia, w jakich funkcjonuję.

Źródło: http://data.whicdn.com/images/4895411/tumblr_lbpwxbcQE41qda4jmo1_r1_500_large.jpg

Jeśli coś ma jednoznaczne przeznaczenie, użycie tego w innym celu, nawet pokrewnym, wydaje mi się podejrzane. Kiedy widzę w klubie fitness – jak elegancki i zatłoczony by on nie był – zmordowanych ludzi na bieżni, wpatrzonych w wielki telewizyjny monitor, prezentujący najnowsze wiadomości, czuję, że coś tu nie gra. Być może komuś taka forma ruchu odpowiada, w moim odczuciu takie bieganie w miejscu nie jest ani ciekawe, ani przyjemne i przypomina mi trochę tupanie chomika w kółeczku, w klatce. Rozglądając się po wspomnianym przybytku, widzę kilku panów, walczących ze sztangami, a mina goszcząca na ich twarzach wskazuje, że zapomnieli o fakcie, że i mózg jest mięśniem i również wymaga ćwiczeń. Parę metrów dalej na oszałamiającej maszynie męczy się pani, która owszem, wygląda świetnie i zdrowo, tylko w imię czego musi się tak męczyć, jeśli istnieje z pewnością taka forma ruchu, która sprawi jej więcej przyjemności i radości. Wydaje mi się, że aktywność fizyczna może być przeżyciem zarówno wzbogacającym, jak i zubażającym. W momencie, kiedy jestem świadoma tego, co robię, jak oddycham, odbieram pracę swoich mięśni i mam kontakt ze swoim ciałem – ruch staje się dla mnie doświadczeniem, które mnie uszczęśliwia.

Źródło: http://static.tumblr.com/gefjbig/ugWlx1a21/move_on.jpg

Fakt faktem, że do wysiłku zobligować się trudno i często podjęte próby kończą się spędzeniem kilku godzin przed telewizorem. W bezruchu, żyjąc cudzym życiem z ekranu, bo pogardziło się własnym, co się nie chciało zmobilizować. Można się nawet ponawzruszać i przywiązać do bohaterów, bo się okazuje, że film jest kilkuczęściowy, więc czasu starcza na wyjazdy i powroty, na śmierć, narodziny, śluby i rozwody. Trudno nie mieć wtedy do siebie pretensji, że te kilka godzin to czas bezpowrotnie stracony.

Źródło: http://data.whicdn.com/images/39227132/487549_378065858935671_887851928_n_large.jpg

Naprawdę wierzę w to, że ruch może stać się inspirującym doświadczeniem. Najtrudniejszy jest jak zwykle pierwszy krok, wyjście poza schemat tego, co robią wszyscy i co jest modne, a przejście do tego, co sprawia mi przyjemność. Ogrom możliwości wręcz przytłacza, a samo szukanie sprawia więcej frajdy niż niejedna podróż, wykupiona w nieupadającym na razie biurze podróży. Tak potraktowane doświadczenie staje się podróżą wgłąb siebie. I aż niesamowitym staje się fakt, że wcale nie trzeba nigdzie wyjeżdżać, wystarczy chwycić sportowe buty i można powtórzyć za klasyką, piosenką Perfektu: ‘Aż w jedną krótką chwilę/ Pojmiesz po co żyjesz!’

Źródło: http://data.whicdn.com/images/10899502/Favim.com-30703_large.jpg
Młodsza A.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz