Niechby już było
jutro, żeby można było zacząć wszystko od nowa! Bo najbardziej lubię – zaczynać
od nowa. Bo wierzę w poranki, w ich moc witalną! Obserwując
przedziwną grę światła i kaprysy geometrii, zaczynam teoretyzować. Nie
twierdzę, ze jestem po wszystkich znaczących porankach życia i dysponuję
doświadczeniem, które może komukolwiek cokolwiek narzucać ani że dobrze/źle
rozpoczęty dzień predysponuje do tego, jaki będzie jego dalszy ciąg – równie
dobry/zły. Zaczęłam się zastanawiać, że może jest w tym jednak pewna korelacja.
Wychodząc z domu bardzo wcześnie rano, gdy powietrze jest tak niesłychanie
rześkie, gdy wszyscy sąsiedzi jeszcze śpią, a ja ze słuchawkami na uszach
biegam – lub bez nich, by doświadczyć tej obezwładniającej ciszy – czuję, ze
życie się we mnie rozpanasza. Staję się generatorem
energii pozytywnej. Popycha mnie to do sięgnięcia po nowe. Jeśli natomiast śpię
do południa – co zdarza mi się niesłychanie rzadko, uwzględniając wrodzone,
mentalne ADHD – dzień ucieka mi niewiarygodnie szybko. Mało tego, kończy się
żalem, że dany czas minął i że nic nie zrobione.
Źródło: http://data.whicdn.com/images/38919894/545648_10151250233061425_1656200237_n_large.jpg |
Czy mechanizm
tego ‘przeżycia’ dnia jest wielowymiarowy? Czy składają się na niego towarzyszące
dobie okoliczności, pogoda, przyswojone produkty – spożywcze oraz te mentalne w
postaci czyiś myśli i poglądów -moje własne idee, jak również to, jak minął mi
wczorajszy dzień? Czy mogę postanowić sobie, ze dzień będę miała owocny i wtedy
tak będzie? Zaklnę rzeczywistość, choć nie ma w tym żadnej magii? Bezwstydnie
zadaję pytania i nie udzielam żadnej odpowiedzi. Od jakiegoś czasu słyszę, że
wysiłek fizyczny może właśnie takiemu kreowaniu rzeczywistości służyć. Myślałam
dotąd, że jest dobry w ogóle, bo i służy zdrowiu we wszystkich jego wymiarach,
i dodaje energii, ale jak się okazuje, może także ‘podrasować’ realia, w jakich
funkcjonuję.
Źródło: http://data.whicdn.com/images/4895411/tumblr_lbpwxbcQE41qda4jmo1_r1_500_large.jpg |
Jeśli coś ma
jednoznaczne przeznaczenie, użycie tego w innym celu, nawet pokrewnym, wydaje
mi się podejrzane. Kiedy widzę w klubie fitness – jak elegancki i zatłoczony by
on nie był – zmordowanych ludzi na
bieżni, wpatrzonych w wielki telewizyjny monitor, prezentujący najnowsze
wiadomości, czuję, że coś tu nie gra. Być może komuś taka forma ruchu
odpowiada, w moim odczuciu takie bieganie w miejscu nie jest ani ciekawe, ani
przyjemne i przypomina mi trochę tupanie chomika w kółeczku, w klatce.
Rozglądając się po wspomnianym przybytku, widzę kilku panów, walczących ze
sztangami, a mina goszcząca na ich twarzach wskazuje, że zapomnieli o fakcie,
że i mózg jest mięśniem i również wymaga ćwiczeń. Parę metrów dalej na
oszałamiającej maszynie męczy się pani, która owszem, wygląda świetnie i
zdrowo, tylko w imię czego musi się tak męczyć, jeśli istnieje z pewnością taka
forma ruchu, która sprawi jej więcej przyjemności i radości. Wydaje mi się, że
aktywność fizyczna może być przeżyciem zarówno wzbogacającym, jak i
zubażającym. W momencie, kiedy jestem świadoma tego, co robię, jak oddycham,
odbieram pracę swoich mięśni i mam kontakt ze swoim ciałem – ruch staje się dla
mnie doświadczeniem, które mnie uszczęśliwia.
Źródło: http://static.tumblr.com/gefjbig/ugWlx1a21/move_on.jpg |
Fakt faktem, że
do wysiłku zobligować się trudno i często podjęte próby kończą się spędzeniem
kilku godzin przed telewizorem. W bezruchu, żyjąc cudzym życiem z ekranu, bo
pogardziło się własnym, co się nie chciało zmobilizować. Można się nawet ponawzruszać
i przywiązać do bohaterów, bo się okazuje, że film jest kilkuczęściowy, więc
czasu starcza na wyjazdy i powroty, na śmierć, narodziny, śluby i rozwody.
Trudno nie mieć wtedy do siebie pretensji, że te kilka godzin to czas
bezpowrotnie stracony.
Źródło: http://data.whicdn.com/images/39227132/487549_378065858935671_887851928_n_large.jpg |
Naprawdę wierzę
w to, że ruch może stać się inspirującym doświadczeniem. Najtrudniejszy jest
jak zwykle pierwszy krok, wyjście poza schemat tego, co robią wszyscy i co jest
modne, a przejście do tego, co sprawia mi przyjemność. Ogrom możliwości wręcz
przytłacza, a samo szukanie sprawia więcej frajdy niż niejedna podróż,
wykupiona w nieupadającym na razie biurze podróży. Tak potraktowane
doświadczenie staje się podróżą wgłąb siebie. I aż niesamowitym staje się fakt,
że wcale nie trzeba nigdzie wyjeżdżać, wystarczy chwycić sportowe buty i można
powtórzyć za klasyką, piosenką Perfektu: ‘Aż w jedną krótką chwilę/ Pojmiesz po co żyjesz!’
Źródło: http://data.whicdn.com/images/10899502/Favim.com-30703_large.jpg |
Młodsza A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz