środa, 9 stycznia 2013

(Nie)szczęście


Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czym jest szczęście. Powiem wprost- próby odpowiedzi góry uważałam za daremne. Traktowałam pojęcie szczęścia trochę jak inne słowa z półki tych ,,abstrakcyjnych”. Nikt nie definiuje tego, czym jest miłość, przyjaźń, rozpacz czy tęsknota. A przecież wszyscy dobrze to wiemy. Po co więc rozmyślać nad definicją szczęścia? Po co w ogóle definiować pewne sprawy?
Żyłam więc w (nie)szczęściu niezdefiniowanym przez wiele lat, aż wpadła w moje ręce książka ,,Projekt szczęście”. No i się zaczęło.



Autorka Gretchen Rubin na 407 stronach opisała projekt własnego szczęścia. Już brzmi absurdalnie? Dla mnie tak. Amerykańska wersja życia idealnego. Według niej szczęście można niejako zaplanować czy zorganizować, jeśli któreś z tych słów w ogóle ze szczęściem ma cokolwiek wspólnego. Można podjąć kroki, które ku szczęściu nas zbliżą, uczynią je dostrzegalnym na co dzień i zmienią nasz sposób patrzenia na niego. Rozpoczynałam lekturę z dystansem, a raczej pełna niepokoju, czy autorka przypadkiem nie wymaga interwencji medycznej. Co gorsza, podejrzewałam, że na interwencję może być już za późno.


Źródło: weheartit.com

Książka i ja przeszłyśmy wszystkie możliwe etapy ,,relacji”. Była i początkowa niepewność, zainteresowanie po kilkudziesięciu stronach,  spokój mniej więcej w połowie, niepokój bliżej końca i  ostateczne rozczarowanie. ,,Projekt szczęście” kilka razy odkładałam na półkę, mówiąc - ,,nie, dziękuję”. Wielokrotnie ,,podróżował” ze mną w nigdy nie uporządkowanej torebce, próbując zachęcić mnie do wznowienia lektury. ,,Zjadł” ze mną nie jeden posiłek, ,,przeżył” co najmniej kilka ataków złości na treść, którą mnie obdarował, ,,wysłuchał” kilkudziesięciu epitetów pod swoim adresem. Ale ,,był” dzielny. Razem dotrwaliśmy do końca, chociaż- jak widzicie- nie obyło się bez przeszkód.

Dlaczego było tak dramatycznie? Bo nie zgadzam się z projektem z założenia. Nie umiałabym zaprojektować szczęścia. Żyć według planu, jak autorka. Możecie więc zapytać, skąd moja złość i dlaczego przeczytałam tę książkę do ostatniej strony? Złość brała się z dwóch źródeł: jednym była niekiedy abstrakcyjność proponowanych przez Rubin pomysłów oferujących szczęście w rozmiarze xxl, drugim- znacznie częstszym- moja złość na samą siebie za to, że pomysły autorki- bardzo często jednak proste i słuszne- są dla mnie tak trudne do wprowadzenia.





Wypadałoby dla porządku wymienić kilka pomysłów, jakie zaproponowane są w tej książce czytelnikowi. ,,Zachowuj się tak, jak chcesz się czuć”. ,,Wcześniej kładź się spać”. ,,Ciesz się z niepowodzeń”. ,,Prowadź dzienniczek żywieniowy”. ,,Śmiej się głośno”. Porad było o wiele, wiele więcej. Dla udowodnienia, dlaczego lektura przysporzyła mi tyle trudności, powiem tylko tyle, że spośród wymienionych powyżej zaleceń, nieobce jest mi tylko ostatnie. Ale marne to pocieszenie, bo głośno śmieję się po prostu, od zawsze, taka moja cecha charakterystyczna. Pozostałe sugestie brzmią obco i raczej nie dam rady tego zmienić. Niekoniecznie dlatego, że nie chcę.





Po lekturze mam dla samej siebie kilka wniosków. Nie wiem, czy są słuszne, stąd dzielę się nimi z Wami z pewną niepewnością, podsyconą dodatkowo po lekturze ,,Projektu szczęście”. Autorka uwielbia formę punktową, stąd i ja ją zastosuję. To chyba jedyne, w czym się zgodzimy.

1.     Nie projektuj i nie planuj szczęścia
2.     Nie czytaj poradników o szczęściu
3.     Nie definiuj szczęścia – sam/sama je poczujesz
4.     Nie szukaj szczęścia – raczej wierz, że Cię znajdzie albo już znalazło
5.     Nie czytaj więcej ,,Projektu szczęście”
6.     Mimo wszystko nadal śmiej się głośno
7.     Autorka życzy wszystkim szczęścia- prawdziwego - nie zaprojektowanego!


Starsza A.




1 komentarz:

  1. To zabawne, bo mi zawsze szczęście kojarzyło się ze spontanicznością. Gdy ktoś do mnie niespodziewanie zadzwoni, odwiedzi. Gdy nagle przypomnę sobie coś zabawnego, gdy uda się zjeść coś niecodziennego. Gdy wymyślę głupią rymowankę, narysuję Babę, która siedzi na cmentarzu i trzyma nogi w kałamarzu.
    Rzeczy których nie planuję, które przychodzą w jednej chwili. Dlatego nietypowe wydaje mi się planowanie szczęścia.

    a w ramach dzielenia się szczęściem, zostawiam piosenkę, którą dostałem od przyjaciółki :)
    Mała rzecz, a cieszy:
    http://www.youtube.com/watch?v=v2ssbgThljU
    Just my rifle, my pony and me ;))
    mrT

    PS. czasem myślę, że moje komentarze stają się coraz mniej składne, wybaczcie, zgonię to na sesję :D

    OdpowiedzUsuń