czwartek, 3 stycznia 2013

List Aktorki


Pewna bardzo znana i bardzo mądra aktorka ostatniego dnia minionego roku napisała na swoim blogu kilka zdań.  O tym, czego życzy swoim czytelnikom, ale przede wszystkim, czego im NIE życzy i co- ma nadzieję- uda im się wyeliminować ze swojego życia w nowym roku. I chociaż był to krótki list, znalazło się w nim tyle prawdy o moim- i Twoim pewnie też- świecie, że zainspirował mnie on do napisania tego posta. 


Źródło: weheartit.com


Źródło: weheartit.com 


Dlaczego? Bo Aktorka dotknęła w najbardziej bezpośredni sposób- moim zdaniem najlepszy- sedna sprawy. Powiedziała wprost, że żyjemy źle. I mimo radykalizmu oceny w pełni się z nią zgadzam. Jej zdaniem powodem wszelkich problemów jest pośpiech, który nie opuszcza nas na krok. Aktorka i autorka to dwa różne pokolenia, zupełnie inny bagaż doświadczeń i kompletnie inny punkt widzenia, ale diagnoza rzeczywistości ta sama. Aktorka nazywa to ,,chorobą niedoczasu”, autorka na to choruje. I – zgodnie z nazwą bloga- nie ma na to schorzenie recepty. Rozwiązań trzeba szukać w sobie, bo to od nas zależy, czy ten tak cenny czas znajdziemy, czy też nie. My nim gospodarujemy, my decydujemy. Brzmi tak prosto, dlaczego takie nie jest?!

Obserwuję wciąż to, co Aktorka nazwała ,,ślizganiem po powierzchni spraw”. Teoretycznie się w coś angażujemy, ale kiedy trzeba podjąć decyzje ostateczne, brakuje nam pewności siebie. Teoretycznie chętnie mówimy o naszych priorytetach, ale kiedy trzeba sobie o nich przypomnieć tak naprawdę, tu i teraz, ogarnia nas fala amnezji, a wszelkie dotychczasowe wartości błyskawicznie się relatywizują. Relacje międzyludzkie cierpią na tej relatywizacji najbardziej. Nie wiadomo, kim jest przyjaciel- czy to ten, który wie o nas więcej niż inni i rozumie bez słów, czy ten, kto nam sprzyja i kogo aprobatę uzyskamy każdorazowo, nawet jeśli będziemy przy tym zupełnie bredzić? Łatwo za to określić, kto jest wrogiem, bo ostrożności w świecie unikającym relacji zaangażowanych nigdy za wiele. Łatwiej powiedzieć ,,nie umiem” niż ,,nie udało się”.



Źródło: weheartit.com


Źródło: weheartit.com
To taki ,,post krzyczący", chciałbym to wszystko, o czym piszę, zmienić, ale wiem, że nie mam takich możliwości. Aktorka prosi, żeby zwolnić, ja chętnie przestanę gonić za tym, co i tak nieuchwytne. Ale czy umiem?
Zwróciłam ostatnio uwagę na to, że ludzie nawet spacerując, spieszą się i krytykują tych, którym udało się nie popaść w obłęd niedoczasu i zwalniają kroku. Często, gdy idziemy gdzieś z Młodszą A, pytam ją, czy zostawiła w domu włączone żelazko… Chcę w ten sposób sprawić, żeby nasz spacer rzeczywiście stał się spacerem, nie tylko dystansem do pokonania. Czynię tak z uporem maniaka, będę nadal, a za każdym razem, gdy A. zwalnia, uśmiecham się do niej porozumiewawczo. To działa!

Podobno sukces w biegu długodystansowym zależy od rozsądnego zaplanowania sił. Wygrywają nie tylko mięśnie, w zwycięstwie udział ma też głowa. Przyspieszamy nie na początku, a dopiero wtedy, gdy linia mety pojawia się w zasięgu naszego wzroku. Życie to raczej długi dystans, na pewno wszyscy chcemy, żeby tak było. Nie ma więc sensu gwałtownie przyspieszać już teraz. Dystans przed nami warto pokonać świadomie. W biegu ominie nas zbyt wiele, a ja boje się, że możemy ominąć nawet siebie samych. Dziękuję Aktorce za list, a Was proszę-Wy też zwolnijcie. 



Źródło: weheartit.com 


Starsza A.



2 komentarze:

  1. Ze swojej strony mogę wyrazić głos "opozycji", drugiej strony, z którą się osobiście uosabiam - ruchu spowolnionych :) Otóż wydaje mi się, że będąc cały czas spowolnionym, niewiele się osiągnie. Czasem pozbawianie się tej energii, która daje przyspieszenie, i pozostawienie sobie tylko kontemplowanie liści na drzewie, może sprawić, że ominie nas jeszcze więcej, niż omija w biegu. Podczas gdy Autorka biegnie na 200m, my - spowolnieni - nawet nie bierzemy udziału w biegu, tylko mościmy tyłeczki na fotelu widza. Tak to już jest, ze trzeba znaleźć złoty środek - a może by tak zamiast sprintem na 200m pobiec w maratonie - przyspieszyć dopiero wtedy, "gdy linia mety pojawia się w zasięgu naszego wzroku". Wtedy ani nie będziemy wyłączeni z biegu, ani nie będziemy biec sprintem na oślep. Spowolnieni pozdrawiają Autorkę i dziękują za przypomnienie, że my tez powinniśmy trochę pobiegać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie koniec tego roku był niesamowitym wyhamowaniem. Trochę tak, jakby wyskoczyć z jadącego samochodu i ze zdziwieniem patrzeć, gdzie te wszystkie auta tak pędzą.
    Chciałbym, żeby tak zostało. Żeby to co pierwsze nie uciekło gdzieś sprzed nosa. Pierwsze jest pierwsze!
    mrT

    OdpowiedzUsuń