Dziś chętnie chwyciłabym za pędzel. W drugą rękę złapałabym
farbę koloru wesołego – żółtego lub pomarańczowego i domalowała do nieba
słońce. Względnie przetarłabym je z chmur, gdybym umiała. Artystka ze mnie
żadna i możliwe, ze stworzyłabym nową formę wyrazu artystycznego z pejzażem
dnia codziennego mającą niewiele wspólnego. Nie przejęłabym się tym jednak
zbytnio, bowiem wspomniany pejzaż codzienny emanuje szarością, a biegnąca obok
niej nijakość pcha się do życia wręcz natrętnie.
Źródło: http://weheartit.com |
Źródło: http://weheartit.com |
Do domu przyniosłam kolor zielony razem z jabłkami. Ułożyłam
je obok cytryn, ładnie mi się to skomponowało, nacieszyłam oczy. Lubię zielony,
kolor jako taki, jak również jego reprezentację na liściach, drzewach i ogółem:
w parkach. W zieleń obleczona jest wiosna, kojarzy mi się z czymś nowym,
świeżym, ze spokojem i harmonią. Można wprawdzie z zazdrości zielenieć, ma
jednak ta zieleń jakąś wartość (i nie mówię tutaj o pieniądzach) i często
kojarzy się ją z nadzieją. Podobno zielony relaksuje, ale nie pytajcie mnie
proszę, jak ma się do tego biochemia organizmu, autorka w tej kwestii jest
trochę ‘zielona’.
Źródło: http://weheartit.com |
Palec w górę, kto ma swój ulubiony kolor! Widzisz? Masz.
Fajnie! W moim rozumieniu upodobania kolorystyczne przekładają się nie tyle na
ubiór, co na przekrój skojarzeń z tym kolorem zintegrowanych. Intensywnie pamiętam
kolor morza i osuwającego się nań, zachodzącego już słońca. I zasłony w moim
pokoju, a raczej sypiący się z nich błękit. Niebieskie są też oczy kogoś mi
bliskiego, rzucające spojrzeniem wesołym, ale i uważnym. Wszystko sprowadza się
do niebieskiego. Ten kolor też lubię. Jest nieskończony, bezkresny – choćbyś
nie wiem, jak wypatrywał, nigdy nie ujrzysz końca morza i nieba.
Źródło: http://weheartit.com |
W walce z nagłym atakiem pesymizmu pomaga mi natomiast nasycony
pomarańcz i słoneczna żółć. Są ciepłe, łagodne, ale i żywe, energiczne. Z
miłości do pomarańczowego pojechałabym do Hiszpanii, gdzie to właśnie
pomarańcze turlają się po ulicach, utrudniając spacery. Żółty dodaje mi optymizmu,
kiedy cierpię na jego chwilowy brak i usiłuję namalować tęczę, używając w tym
celu ołówka. Również wtedy, gdy zdarza mi się aplikować w życiu optymizm
Kłapouchego, kiedy to stwierdzam, że przynajmniej nie nastąpiło trzęsienie
ziemi. Żółć wtedy mnie ratuje.
Szare były ściany w mojej szkole. Gdy miałam gorszy dzień,
wkładałam na siebie szary sweter, a równie szare listopadowe dni są tymi, za
którymi wyjątkowo nie przepadam.
Do tej pory mam awersję do nijakiego szarego.
Do tej pory mam awersję do nijakiego szarego.
Poniekąd namalowanie czegoś jest całkiem przyjemnym
odpoczynkiem dla głowy, no i relaksuje. Słyszałam, że warto wizualizować
marzenia, wykorzystując w tym celu kartkę i przybory kreślarskie. Nie
próbowałam w obawie, że forma, jaką przyjmą moje marzenia na papierze zniechęci
mnie skutecznie do ich urzeczywistnienia. Stałoby się to może nie z braku tych
marzeń, tylko pewnej nieumiejętności w ujarzmieniu kredek.
Źródło: http://weheartit.com |
Kolory przypominają mi o kilku ważnych rzeczach. Mówią, że
małe jest ważne. Jeśli nie zlekceważysz małych radości, młodsza A, zaczną do
Ciebie przychodzić te większe. Przypominają banalną tę prawdę, że tęcza
następuje tylko po burzy i deszczu, występuje ona tylko w tym porządku, żadnym
innym. Można próbować nieprzyjemne dosyć zjawiska atmosferyczne pominąć, ale to
nie wyjdzie. Muszę pokornie przejść i przez burzę, i przez deszcz. Wreszcie – w
poszukiwaniu utraconego koloru, gdy w zanadrzu pozostał już tylko ołówek, nawet
bez temperówki, to ten ołówek ma grafit, który jest ważny. Drogę środka. No i
ołówkiem też można dorysować rzeczywistości uśmiech.
Źródło: http://weheartit.com |
Młodsza A.
Kolory? Ciekawy pomysł :)
OdpowiedzUsuńAż wyobraziłem sobie łąkę. Zieleń, fiolet, żółte kwiatki, niebieskie... Można tak wymieniać bez końca. Ale to dopiero za jakieś pół roku.
Czy to znaczy że teraz jesteśmy skazani na dosłowną szarość dnia? Chyba wystarczy bardzo niewiele, żeby to zmienić. Zielony listek bazylii na porannej kanapce? Drobiazg. Wyciągnięcie z szafy czegoś w kolorze lata? Szczegół. A może sięgnięcie pamięcią do wysyconych żywymi barwami obrazów czy to gór, czy morza. Błahostka. :)
Mała rzecz, a cieszy. Naprawdę!
Nie dajmy się szarości, ale zamalujmy ją paletą barw które nam w duszy grają.
Ja mam np. dziś zielono!
http://www.tapeta-paprocie-las-zielone-drzewa.na-pulpit.com/
Dobrej nocy!
zielony mrT
Zielona trawa, niebieskie niebo - cudowne kolory! A gdyby tak mieć trawę niebieską, a niebo, tak na przykład, pomarańczowe? O ile bardziej ludzie zauważyliby wtedy kolory, które ich otaczają.:)
OdpowiedzUsuńPrzypomina mi się tu Pocahontas z jej słynnym "Kolorowym wiatrem". Właściwie wydaje mi się, że razem z Autorką mają pewną cechę wspólną - obie zdają się mieć w oku pewien filtr kolorów. Ot, wychodzi taka Młodsza A. z Pocahontas na ulicę i dostrzegają dużo więcej odcieni niż reszta świata (która widzi zapewne tylko w skali ołówkowej).
Gratuluję Autorce innego spojrzenia na świat barw, a sobie życzę owego filtru kolorów, nie tyle w oku, co w duszy. :)