Nie jestem uzależniona od swojego telefonu komórkowego, nie
spoglądam na niego co kilka minut, otrzymanie krótkiej wiadomości tekstowej nie
skutkuje krótką eksplozją euforii a znajomy dźwięk dzwonka niekoniecznie jest
przyczyną wielkiej radości. Ot, telefon po to jest, żeby przecież dzwonił,
wielkie rzeczy! I nie dość, ze dzwoni, to jeszcze trzeba go czasem ładować, no
wstrętny do potęgi! Rozpoczyna się wówczas poszukiwanie ładowarki. Czasem
zajmuje to zaledwie kilka sekund, otwieram szufladę, szybkie rozeznanie po jej
zakamarkach i gotowe. Niekiedy poszukiwanie to przypomina jednak próbę
znalezienia igły w stogu siana, a niepowodzenie w znalezieniu tego niepozornego
acz niezbędnego i mi, i telefonowi, przedmiotu, doprowadza mnie do szału.
Najczęściej okazuje się, że malutka ładowarka leży gdzieś w zasięgu wzroku lub
ktoś przełożył ją w inne, bardziej sprzyjające jej miejsce niż parapet, z
którego może przecież spaść lub szuflada ze skarpetkami- w końcu one częściej
potrzebują pralki niż ładowarki! Dlaczego tekst rozpoczynam od wspomnienia o
telefonach? Bo okazuje się, że nie tylko im potrzebne jest czasem ładowanie.
Źródło: weheartit.com |
Zastanawialiście się kiedyś, co jest Waszą ładowarką? Nie lubię hasła o konieczności codziennego ładowania akumulatorów. Być może to efekt mojej niewiedzy na temat akumulatorów i tym podobnych, być może to naturalny dla mnie sprzeciw wobec hasłom i sloganom słyszanym zbyt często. Może mi się ono nie podobać, ale coś w nim jest, to muszę przyznać. Na pewno każdy ma coś, co napędza, motywuje, nie pozwala się zatrzymać. Często nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dowody na istnienie tej bliżej nieokreślonej życiowej ładowarki są może nieliczne, ale dla mnie wystarczające.
Przypominam sobie taką sytuację, którą jednym słowem
wspominam jako wielką katastrofę. Wszystko nie tak, jak miało być, ja nie taka
jak zawsze. Istny horror. Dopiero ostatnio zastanowiło mnie, co w tamtym
upiornym momencie pomogło mi się nie poddać. Co było przysłowiowym
uzupełnieniem akumulatorów? Dość długo lekceważyłam odpowiedź na to pytanie,
wydawało mi się, że pewne rzeczy po prostu następują automatycznie, w zupełnie
oczywisty sposób, jak na przykład pory roku. Wraz z upływającym czasem pytania
ulegają anulowaniu, nie ma sensu do nich wracać. Teraz poczułam potrzebę
znalezienia odpowiedzi.
Źródło: weheartit.com |
Doszłam do wniosku, że moim motorem napędowym był rozsądek
połączony z nutą uporu, w który wyposażony został mój charakter. Jeśli
dołączyłam do tego pierwiastek ambicji, którego nie mogę się wyprzeć i rodzaj
buntu przeciwko sytuacji, w której się znalazłam, jaki wraz z czasem raczej
potęgowałam, zamiast pierwiastkowałam, zwiększyłam swoją szansę na powodzenie.
Zabrakło tego, czego zwykle szukamy, jako oparcia, wykreowałam więc na własne
potrzeby coś, co mogło stanowić dla mnie podporę. Ach, jak zwykle zachowałam się skrajnie i przytoczyłam chyba
najtrudniejszą z możliwych sytuacji.
Źródło: weheartit.com |
Tymczasem wielokrotne ładowanie samego
siebie energią, jeśli na potrzebę tekstu można tak to nazwać, jest potrzebne i
konieczne na co dzień. Być może niełatwo znaleźć na to sposób, ale mam
wrażenie, że dość często chowamy rozwiązanie w sobie, a tak naprawdę jest nam
ono dobrze znane, o ile sami siebie dobrze znamy. Może to być rozmowa z kimś,
kto zarazi nas dobrą energią, uśmiechem, pozytywnym nastawieniem. Najlepiej w
cztery oczy, ale telefon- byle naładowany- to też dobre rozwiązanie. Może to
być sport, film, książka- jakakolwiek pasja, która odciągnie myśli od kłopotów
i codzienności. Może to być zupełnie zwyczajnie sen lub jeśli ktoś, jak ja,
lubi rytm dnia sowy i budzi się do życia o 22:00- dobra kawa. Cokolwiek- byle nasza bateria nastroju zaczęła pokazywać
maksymalną ilość kresek.
Starsza A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz