wtorek, 20 listopada 2012

Pomaluj (swój) świat...!



Dziś chętnie chwyciłabym za pędzel. W drugą rękę złapałabym farbę koloru wesołego – żółtego lub pomarańczowego i domalowała do nieba słońce. Względnie przetarłabym je z chmur, gdybym umiała. Artystka ze mnie żadna i możliwe, ze stworzyłabym nową formę wyrazu artystycznego z pejzażem dnia codziennego mającą niewiele wspólnego. Nie przejęłabym się tym jednak zbytnio, bowiem wspomniany pejzaż codzienny emanuje szarością, a biegnąca obok niej nijakość pcha się do życia wręcz natrętnie.

Źródło: http://weheartit.com
Źródło: http://weheartit.com















Do domu przyniosłam kolor zielony razem z jabłkami. Ułożyłam je obok cytryn, ładnie mi się to skomponowało, nacieszyłam oczy. Lubię zielony, kolor jako taki, jak również jego reprezentację na liściach, drzewach i ogółem: w parkach. W zieleń obleczona jest wiosna, kojarzy mi się z czymś nowym, świeżym, ze spokojem i harmonią. Można wprawdzie z zazdrości zielenieć, ma jednak ta zieleń jakąś wartość (i nie mówię tutaj o pieniądzach) i często kojarzy się ją z nadzieją. Podobno zielony relaksuje, ale nie pytajcie mnie proszę, jak ma się do tego biochemia organizmu, autorka w tej kwestii jest trochę ‘zielona’.


Źródło: http://weheartit.com


Palec w górę, kto ma swój ulubiony kolor! Widzisz? Masz. Fajnie! W moim rozumieniu upodobania kolorystyczne przekładają się nie tyle na ubiór, co na przekrój skojarzeń z tym kolorem zintegrowanych. Intensywnie pamiętam kolor morza i osuwającego się nań, zachodzącego już słońca. I zasłony w moim pokoju, a raczej sypiący się z nich błękit. Niebieskie są też oczy kogoś mi bliskiego, rzucające spojrzeniem wesołym, ale i uważnym. Wszystko sprowadza się do niebieskiego. Ten kolor też lubię. Jest nieskończony, bezkresny – choćbyś nie wiem, jak wypatrywał, nigdy nie ujrzysz końca morza i nieba.

Źródło: http://weheartit.com


W walce z nagłym atakiem pesymizmu pomaga mi natomiast nasycony pomarańcz i słoneczna żółć. Są ciepłe, łagodne, ale i żywe, energiczne. Z miłości do pomarańczowego pojechałabym do Hiszpanii, gdzie to właśnie pomarańcze turlają się po ulicach, utrudniając spacery. Żółty dodaje mi optymizmu, kiedy cierpię na jego chwilowy brak i usiłuję namalować tęczę, używając w tym celu ołówka. Również wtedy, gdy zdarza mi się aplikować w życiu optymizm Kłapouchego, kiedy to stwierdzam, że przynajmniej nie nastąpiło trzęsienie ziemi. Żółć wtedy mnie ratuje.




Szare były ściany w mojej szkole. Gdy miałam gorszy dzień, wkładałam na siebie szary sweter, a równie szare listopadowe dni są tymi, za którymi wyjątkowo nie przepadam.
Do tej pory mam awersję do nijakiego szarego.

Poniekąd namalowanie czegoś jest całkiem przyjemnym odpoczynkiem dla głowy, no i relaksuje. Słyszałam, że warto wizualizować marzenia, wykorzystując w tym celu kartkę i przybory kreślarskie. Nie próbowałam w obawie, że forma, jaką przyjmą moje marzenia na papierze zniechęci mnie skutecznie do ich urzeczywistnienia. Stałoby się to może nie z braku tych marzeń, tylko pewnej nieumiejętności w ujarzmieniu kredek. 

Źródło: http://weheartit.com

Kolory przypominają mi o kilku ważnych rzeczach. Mówią, że małe jest ważne. Jeśli nie zlekceważysz małych radości, młodsza A, zaczną do Ciebie przychodzić te większe. Przypominają banalną tę prawdę, że tęcza następuje tylko po burzy i deszczu, występuje ona tylko w tym porządku, żadnym innym. Można próbować nieprzyjemne dosyć zjawiska atmosferyczne pominąć, ale to nie wyjdzie. Muszę pokornie przejść i przez burzę, i przez deszcz. Wreszcie – w poszukiwaniu utraconego koloru, gdy w zanadrzu pozostał już tylko ołówek, nawet bez temperówki, to ten ołówek ma grafit, który jest ważny. Drogę środka. No i ołówkiem też można dorysować rzeczywistości uśmiech.

Źródło: http://weheartit.com

Młodsza A.

2 komentarze:

  1. Kolory? Ciekawy pomysł :)
    Aż wyobraziłem sobie łąkę. Zieleń, fiolet, żółte kwiatki, niebieskie... Można tak wymieniać bez końca. Ale to dopiero za jakieś pół roku.
    Czy to znaczy że teraz jesteśmy skazani na dosłowną szarość dnia? Chyba wystarczy bardzo niewiele, żeby to zmienić. Zielony listek bazylii na porannej kanapce? Drobiazg. Wyciągnięcie z szafy czegoś w kolorze lata? Szczegół. A może sięgnięcie pamięcią do wysyconych żywymi barwami obrazów czy to gór, czy morza. Błahostka. :)

    Mała rzecz, a cieszy. Naprawdę!
    Nie dajmy się szarości, ale zamalujmy ją paletą barw które nam w duszy grają.
    Ja mam np. dziś zielono!

    http://www.tapeta-paprocie-las-zielone-drzewa.na-pulpit.com/

    Dobrej nocy!
    zielony mrT

    OdpowiedzUsuń
  2. Zielona trawa, niebieskie niebo - cudowne kolory! A gdyby tak mieć trawę niebieską, a niebo, tak na przykład, pomarańczowe? O ile bardziej ludzie zauważyliby wtedy kolory, które ich otaczają.:)
    Przypomina mi się tu Pocahontas z jej słynnym "Kolorowym wiatrem". Właściwie wydaje mi się, że razem z Autorką mają pewną cechę wspólną - obie zdają się mieć w oku pewien filtr kolorów. Ot, wychodzi taka Młodsza A. z Pocahontas na ulicę i dostrzegają dużo więcej odcieni niż reszta świata (która widzi zapewne tylko w skali ołówkowej).
    Gratuluję Autorce innego spojrzenia na świat barw, a sobie życzę owego filtru kolorów, nie tyle w oku, co w duszy. :)

    OdpowiedzUsuń