środa, 28 listopada 2012

Melancholik muzyk.



Źródło: http://weheartit.com
Post powstaje w chwili mówienia, jednocześnie z myślą w głowie. Wspomniana wyżej myśl jest nieco chaotyczna i daje temu wyraz w postaci ekspansji na klawiaturę. Żeby jeszcze bardziej skomplikować sytuację, jest niejako efektem bezmyślenia. Ściśle rzecz ujmując, bezmyślenie było najpierw, potem pojawił się wyrzut sumienia za bezczynność. Nie chcę tym tekstem niczego ważnego powiedzieć, chciałabym jedynie usprawiedliwić się z wstrzymania, tego mentalnego
i tego nie. 


Przekonuję się, że można na moment zniknąć z tego świata, wśnić się w coś pozasłownego. Nie-miejsce znajduje współrzędne.

Zacząć powinnam raczej od tego, ze lubię deszcz. Deszcz jako taki, jako zjawisko pogodowe, efekt wielu historii fizyczno – geograficznych, które są mi mniej lub bardziej znane. Sympatią darzę deszcz również wtedy, gdy pozbawiono mnie chwilowo parasola, a obfitość spadającej z nieba wody zalewa mnie od stóp do głów. Uwielbiam nade wszystko deszcz za oknem, z wszelkimi tego zjawiska konsekwencjami – zachmurzonym, szarym niebem, nieco ponurą atmosferą i nadreprezentacją melancholii na mojej twarzy.

Źródło: http://weheartit.com


W ten ostatni obraz wkomponowana jest muzyka. Nieoceniona wizja reżyserów i pisarzy – główny bohater, wpatrzony w okno, za szybą deszcz, w tle zaś – muzyka. Jest to najlepsza, najbardziej skondensowana i efektywna charakterystyka melancholii, jaka pojawiła się na ekranie lub papierze. Charakter nut, jak i postaci na pierwszym planie uzależniony jest od uczuciowości autora, okoliczności, może trapiących głównego bohatera problemów. Ja z bólu egzystencjalnego się nie słaniam, niemniej jednak markotny i nieco osowiały mikroklimat odnalazł i mnie. Włączyłam muzykę i obserwuję deszcz. Jakkolwiek osobliwie to zabrzmi i podda w wątpliwość stan umysłowy, w jakim obecnie się znajduję, jest w tym jakiś liryzm. Nastrojowość i poetyckość.

Źródło: http://weheartit.com

Źródło: http://weheartit.com
Zadaję sobie pytanie, czy takie chwile muszą mi się jawić jako czas bezpowrotnie stracony. Takie pozorne bez-działanie najpierw koi, potem uspokaja, w międzyczasie nieznacznie smuci, a na końcu wciąga mnie na orbitę bycia sobą. Mówiąc kolokwialnie, mniej poetycko: pozwala ‘wrócić do siebie’. Dlatego myślę, że melancholia nie jest zła.


Muzykę i deszcz dodaję do siebie i oblekam w refleksyjność. I wychodzę na plus! Mimo że w tej melancholii i zaduma, i tęsknota, i pewne przygaszenie – wychodzę z tego matematycznego rachunku obronną ręką. Mało to skromne, ale Autorka sprawdziła na sobie, bardzo pracowicie przemieliła melancholię przez głowę, przepuściła przez siebie i wie, że z takiego doświadczenia wychodzi się bogatszym.


Melancholia doskonała. 
Poniżej zdjęcie, na które trafiłam ostatnio, a które obrazuje wszystko to, o czym próbuję tutaj napisać.

Źródło: http://weheartit.com

Młodsza A.

 

1 komentarz: