Źródło: http://weheartit.com |
Post powstaje w chwili mówienia, jednocześnie z myślą w
głowie. Wspomniana wyżej myśl jest nieco chaotyczna i daje temu wyraz w postaci
ekspansji na klawiaturę. Żeby jeszcze bardziej skomplikować sytuację, jest
niejako efektem bezmyślenia. Ściśle rzecz ujmując, bezmyślenie było najpierw,
potem pojawił się wyrzut sumienia za bezczynność. Nie chcę tym tekstem niczego
ważnego powiedzieć, chciałabym jedynie usprawiedliwić się z wstrzymania, tego
mentalnego
i tego nie.
i tego nie.
Przekonuję się, że można na moment zniknąć z tego
świata, wśnić się w coś pozasłownego. Nie-miejsce znajduje współrzędne.
Zacząć powinnam raczej od tego, ze lubię deszcz. Deszcz jako
taki, jako zjawisko pogodowe, efekt wielu historii fizyczno – geograficznych,
które są mi mniej lub bardziej znane. Sympatią darzę deszcz również wtedy, gdy
pozbawiono mnie chwilowo parasola, a obfitość spadającej z nieba wody zalewa
mnie od stóp do głów. Uwielbiam nade wszystko deszcz za oknem, z wszelkimi tego
zjawiska konsekwencjami – zachmurzonym, szarym niebem, nieco ponurą atmosferą i
nadreprezentacją melancholii na mojej twarzy.
Źródło: http://weheartit.com |
W ten ostatni obraz wkomponowana jest muzyka. Nieoceniona
wizja reżyserów i pisarzy – główny bohater, wpatrzony w okno, za szybą deszcz,
w tle zaś – muzyka. Jest to najlepsza, najbardziej skondensowana i efektywna
charakterystyka melancholii, jaka pojawiła się na ekranie lub papierze. Charakter
nut, jak i postaci na pierwszym planie uzależniony jest od uczuciowości autora,
okoliczności, może trapiących głównego bohatera problemów. Ja z bólu
egzystencjalnego się nie słaniam, niemniej jednak markotny i nieco osowiały mikroklimat
odnalazł i mnie. Włączyłam muzykę i obserwuję deszcz. Jakkolwiek osobliwie to
zabrzmi i podda w wątpliwość stan umysłowy, w jakim obecnie się znajduję, jest
w tym jakiś liryzm. Nastrojowość i poetyckość.
Źródło: http://weheartit.com |
Źródło: http://weheartit.com |
Zadaję sobie pytanie, czy takie chwile muszą mi się jawić
jako czas bezpowrotnie stracony. Takie pozorne bez-działanie najpierw koi,
potem uspokaja, w międzyczasie nieznacznie smuci, a na końcu wciąga mnie na
orbitę bycia sobą. Mówiąc kolokwialnie, mniej poetycko: pozwala ‘wrócić do
siebie’. Dlatego myślę, że melancholia nie jest zła.
Muzykę i deszcz dodaję do siebie i oblekam w refleksyjność.
I wychodzę na plus! Mimo że w tej melancholii i zaduma, i tęsknota, i pewne
przygaszenie – wychodzę z tego matematycznego rachunku obronną ręką. Mało to
skromne, ale Autorka sprawdziła na sobie, bardzo pracowicie przemieliła
melancholię przez głowę, przepuściła przez siebie i wie, że z takiego
doświadczenia wychodzi się bogatszym.
Melancholia doskonała.
Poniżej zdjęcie, na które trafiłam
ostatnio, a które obrazuje wszystko to, o czym próbuję tutaj napisać.
Źródło: http://weheartit.com |
Młodsza A.
http://www.youtube.com/watch?v=5MVLUIAWPnE
OdpowiedzUsuńmrT