Człowiek
(podobno) uczy się przez całe życie, stąd też, kiedy podczas lektury jednej z
zarezerwowanych na świąteczną przerwę książek, natrafiłam na nieznane mi
dotychczas słowo ,,d e p r y w a c j a”, bez wahania pobiegłam do słownika. No
dobrze…internet był bliżej ;) Ale ze słownika też skorzystałam!
Dowiedziałam
się, że deprywacja to, podążając za wszechstronną wikipedią, ,,ciągłe
niezaspokojenie jakiejś potrzeby biologicznej
bądź psychologicznej, jedno z głównych źródeł stresu obok zakłóceń, przeciążenia i zagrożenia”. Definicja dość jasna, ale nie zaspokoiła mojej ciekawości
wystarczająco. Zaczęłam szukać dalej.
Prawdopodobnie z
racji studiów najbardziej znana była mi deprywacja snu.
Mówiąc prościej- jego niedobór. Inne rodzaje pozostawały mi aż do teraz
obce. Dziś już wiem, że deprywację wiązać będę z niedoborem lub brakiem różnych czynników. Ale
dotyczy mnie ona chyba częściej niż tylko wówczas, gdy postanawiam zarwać
kolejną noc tylko dlatego, że znów zapomniałam o czymś tak wybitnie
ułatwiającym życie jak organizacja czy dlatego, że zdanie ,,wyśpię się po
śmierci” powtarzam co najmniej kilka razy w tygodniu.
Źródło: weheartit.com |
Nie chcę
bawić się w psychologa i udawać, że znam się na ludzkich emocjach. Stąd też nie
pozwolę sobie na precyzyjną diagnozę samej siebie, mimo że teoretycznie
zdążyłam już siebie dobrze poznać. Ale ktoś, kto zna mnie dobrze, mógłby nazwać
mnie chodzącą deprywacją. I pomyliłby się tylko trochę. To słowo faktycznie do
mnie pasuję. Czuję, że młodsza A. też by się z nim utożsamiła. J
Zawsze mam
jeszcze coś do zrobienia, czasu zawsze mam za mało. Lista rzeczy na potem jest,
jak lubię mówić, never- ending, a lista rzeczy już wykonanych zazwyczaj nie
istnieje lub też jest w stanie opłakanym, stąd też panicznie odmawiam
posiadania jakichkolwiek kalendarzy, a jeśli już jakiś znajdzie się w moim
biurku, służy powstawaniu postów lub raz na jakiś czas notatkom, które, aby nie
zginęły gdzieś w stercie kartek na biurku, lepiej, żeby znalazły się w
kalendarzu. Zegarek, który kupiłam,
służy mi dwojako, bo cieszy moje oko i zwyczajnie zaspokaja kobiecą
potrzebę estetyczną, ale jest też jednym z kolejnych narzędzi służących
wykorzystywaniu odmierzanego przez niego czasu jak najlepiej.
Tyle by
można zrobić, w tyle miejsc pójść, tylu ludzi spotkać, tyle zdobyć doświadczeń,
tyle w sobie zmienić. Można by… Od czasu do czasu zaskakuję samą siebie i robię
coś inaczej niż zwykle, właśnie po to, żeby ten wieczny brak satysfakcji od
siebie odgonić. Będąc jednak obiektywna, muszę przyznać- zbyt rzadko. Stąd też
szybko utożsamiłam się z pojęciem
deprywacji.
Źródło: weheartit.com |
Źródło: weheartit.com |
Przeczytałam
ostatnio, że ci wiecznie z siebie niezadowoleni, wiecznie gdzieś pędzący, ciągle
nie do końca usatysfakcjonowani, ogólnie rzecz biorąc są szczęśliwsi. Zawsze
widzą coś do poprawy, stąd mają więcej zapału i wolniej rezygnują z osiągnięcia
swojego celu. Rozwój jest dla nich zjawiskiem oczywistym, potrzebują go,
motywuje ich do działania.
Z drugiej jednak strony, widzę to, patrząc na
siebie, trudno o mobilizację, jeśli nie poprzedziła jej satysfakcja. Stąd też
życzę Wam, jako że zbliża się nam nowy rok, żebyście żadnych deprywacji w swoim
życiu nie odczuwali. Swoje też będę się starać eliminować.
Starsza A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz