sobota, 22 grudnia 2012

Czy ja też ,,jestę blogerę"?


Źródło: weheartit.com
,,Jestę blogerę."  Na pewno słyszeliście ostatnio to hasło – deklarację. Było o nim  dość głośno. Na wszystkich publicystycznych czy do publicystycznych aspirujących serwisach internetowych ruszyła lawina komentarzy dotyczących...uwaga- tu pełna powaga( i czuję, że rymuję!) - aparatu fotograficznego. Pewna blogerka opisała na swoim blogu historię zepsutego aparatu fotograficznego jej własności. Mniejsza o  szczegóły tej przygody, ważne jest to, że po jej wpisie zarówno blogerzy raczkujący, jak i ci z długim stażem i niemałym doświadczeniem postanowili dorzucić swoje kilka groszy do gorącej dyskusji. Dyskusji o tym, kim tak naprawdę jest, a kim powinien być potencjalny bloger.


Źródło: wehearit.com 

Źródło:http://pktografiki.natemat.pl/
Wspomniana blogerka miała moim zdaniem pecha. Najprawdopodobniej oczekiwała tylko naprawy zepsutego sprzętu, spowodowała jednak eksplozję  wątpliwości dotyczących tego, czego tak naprawdę z racji bycia blogerem można oczekiwać. Tego, czy założenie własnej strony daje prawo do innego, trochę szczególnego traktowania i może stać się wyznacznikiem, kim jesteśmy. Sfera internetowa- najszybsze i najbardziej zarazem złośliwe medium, jakie można sobie tylko wyobrazić, błyskawicznie odpowiedziała na zastany stan rzeczy tworząc hasło ,,jestę blogerę”. Każdy słyszał o hipsterach, teraz może się okazać, że bloger równa się hipster. Nie wiem, czy jest coś złego w byciu hipsterem, nie wartościuję tego pojęcia. Ale bloger to jednak dla mnie coś zupełnie innego. Stąd też musiałam napisać ten tekst.


W moim przypadku bycie blogerem nie daje mi nic poza wielką przyjemnością czerpaną z pisania. Stąd też czasem, gdy dopada mnie gorszy nastrój, automatycznie niejako brakuje mi regularności w edytowaniu postów i z tego też powodu moje posty mogą niekiedy diametralnie różnić się między sobą. Są bardzo ,,ode mnie”, a że ja bywam zmienna, one też nie zawsze mają ze sobą coś wspólnego. Nasz blog być może jest specyficzny i z założenia nie powstał po to, abyśmy mogły czerpać z niego zyski, cokolwiek na nim reklamować czy zyskiwać popularność. Prawdę mówiąc, pisząc te słowa, uśmiecham się sama do siebie, bo ,,popularność”, ,,zysk” czy ,,reklama” to tak zupełnie ,,nie nasze” pojęcia, że aż wywołały moje rozbawienie. ;) 


Źródło: weheartit.com 

Z drugiej strony ani trochę nie potępiam tych, którzy założyli swoje strony po to, żeby poza przyjemnością( tak, nadal wierzę w ludzi!) zyskać też coś bardziej namacalnego. Odzywa się jednak we mnie głos sprzeciwu, jeśli słyszę, że oczekują oni specjalnego traktowania czy uważają blogowanie za rodzaj przywileju. Każda rzecz, jaką decydujemy się opublikować, idzie w świat, coś o nas mówi. Szczególne ma to znaczenie dla blogera. I to tak jakby dodatkowa odpowiedzialność.

W związku z tą odpowiedzialnością myślę czasem, czy mam prawo być blogerką. Owszem- zawsze bardzo chciałam pisać, owszem – daje mi to wielką frajdę, ale czy mam na tyle dużo do powiedzenia, że mogę prowadzić bloga? Publikować swoje zdanie, swoje przemyślenia? Nie wiem. I ta niepewność powinna zawsze przed zamieszczeniem kolejnego posta zapalić mi w głowie czerwone światło. A może lepiej pomarańczowe? Może lepiej zachować większą uwagę niż się całkowicie ograniczać? 


Źródło: weheartit.com


Starsza A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz