piątek, 22 lutego 2013

To znowu ja...


Luty to dla mnie trudny miesiąc. Okazało się, że kryzys może dopaść Cię we wszystkim, gorsze dni czy spadek motywacji dotyczyć mogą też tego, co teoretycznie jest tak przyjemne, że w ogóle motywacji nie wymaga. Tak działo się z moim blogowaniem. Nieograniczoną przyjemność, jaką dawało mi prowadzenie bloga, czerpałam niemalże garściami i nikt nie był w stanie mnie do pisania kolejnych postów zniechęcić. Aż do chwili, kiedy przestało mi się chcieć. Nie wiem, dlaczego.



Źródło: weheartit.com


Młodsza A. obdarzona jest podobnie zresztą jak ja, w nieco tylko innym wydaniu, syndromem matki. Widząc mnie z dość dużą regularnością, dopytywała od czasu do czasu, czy wszystko w porządku i skąd ta przerwa w pisaniu. A ja nie miałam odpowiedzi na to pytanie, chociaż bardzo chciałam ją znaleźć.






Do większości rzeczy, którymi zajmuje się w życiu, potrzebuję iskry zapalnej. Najtrudniej zacząć, ale kiedy już spróbujemy i znajdziemy w danej materii przestrzeń dla siebie, reszta toczy się niejako sama. Moja blogerska iskra jakiś czas temu osłabła, zaczęłam się zastanawiać, czy to, że, pisząc, czuję pewien rodzaj przyjemności i satysfakcji, to wystarczający czynnik, by móc dzielić się swoimi przemyśleniami w internecie. Najprawdopodobniej odpowiedziałam sobie na to pytanie przecząco, bo te refleksje zaowocowały miesięczną przerwą.


Źródło: weheartit.com


Zastanawiałam się podczas tych wyjątkowo długich ,,wagarów" nad sensem naszego, mojego i A młodszej, przedsięwzięcia. Różne, niekiedy całkowicie skrajne odczucia mną targały, co najmniej kilka razy siadałam przed komputerem, zaczynałam pisać posta i po kilku zdaniach rezygnowałam. Ilość kopii roboczych rosła... Niewykorzystane myśli- posty zaczynały się piętrzyć.


Źródło: weheartit.com
Z pomocą wątpiącej autorce przyszło kilka osób, które z mniejszą lub większą dawką bezpośredniości zapytały, jakim prawem zrezygnowałam ;) Dowiedziałam się, że niektórzy czekają, a ja bezczelnie nic nie robię. Że wątpliwości wątpliwościami, ale teksty być mają! I wiecie, co sobie pomyślałam? Że ci wszyscy ludzie mają rację. Że za szybko się poddałam i niepotrzebnie zbudowałam fortecę z własnych wahań. Dziś więc wracam. To mój ,,drugi pierwszy” post. Po raz kolejny zaczynam jakby na nowo, bo przerwa okazała się tak długa, że napisanie tego tekstu sporo mnie kosztowało. Nie wiedziałam, że nawet w takich okolicznościach mogę okazać się sama dla siebie przeszkodą. Na szczęście człowiek uczy się przez całe życie.

Mam nadzieję, że takie przerwy więcej mi się nie zdarzą. A jeśli to tylko planowane i wynikające z konkretnych powodów, nie z całej serii wątpliwości. Witam się na nowo. I bardzo się cieszę, że to robię. J

Starsza A. 

2 komentarze:

  1. I also found myself again, but i lost your mail adress, could you give me a short sign...
    M.H.

    OdpowiedzUsuń
  2. I co i co? :) Myślałem, że czeka mnie lawina postów do skomentowania, a tutaj spokojnie ;) No ale może taki czas, że potrzeba więcej spokoju :)
    Pozdrawiam słonecznie, bo pogoda taka, że aż serce rośnie :)))
    mrT

    OdpowiedzUsuń